Historia Andrzeja


MOJA PRZYGODA Z IMPLANTEM

Tekst ten powstał z inspiracji Klaudii i Jej bloga: „Implantowana”.

Uważam, że moja historia u z u p e ł n i a w trochę inny sposób uwagi i spostrzeżenia Klaudii. Jest bardziej emocjonalna i chociaż przedstawia fakty to więcej mówi o osobistych odczuciach. Przedstawia historię dojrzałego faceta, który zawsze z optymizmem patrzył na Życie i z ufnością i nadzieją podszedł do implantowania. Tego optymizmu i nadziei nie stracił również teraz, 10 miesięcy po wszczepie.

Klaudia zredagowała i uporządkowała tekst na podstawie moich maili pisanych do Niej w omawianym okresie. Tylko do osoby takiej jak Ona mogłem pisać szczerze o swoich wątpliwościach i sukcesach. Bardzo Jej dziękuję za zaufanie, a przede wszystkim za to, że stała się moim Dobrym Duchem w okresie rehabilitacji. Razem kroczymy drogą ku lepszemu słyszeniu! Osoby dorosłe, niezainteresowane bezpośrednio, wobec nas dorosłych, dotkniętych taką lub podobną przypadłością wykazują zazwyczaj – jak ja to określam „znudzone zniecierpliwienie”…

Pisałem do Klaudii, ale przede wszystkim z potrzeby własnej, by wyrzucić z siebie to co mnie dotyczy, nęka czy też cieszy i budzi nadzieję.

Mogłem to wszystko napisać tylko dzięki Pracownikom Instytutu w Kajetanach, a w szczególności Dziewczynom, Paniom z Zakładu Implantów i Rehabilitacji. Tak to już jest niestety, że najlepiej dostrzega się i najbardziej docenia ostatnie ogniwo… Dziękuję Im bardzo za Wszystko!

Implant ślimakowy
wszczep: 7 października 2013
podłączenie: 28 października 2013
procesor mowy: Opus 2

2013
17 grudnia 2013
Mam ok. 60 lat, dwie córki mieszkające w Hadze i Brukseli, czworo wnucząt . Od 5-tego roku życia niedosłyszę. Szkołę podstawową, średnią oraz studia wyższe inżynierskie ukończyłem bez korzystanie z aparatów słuchowych – obustronne uszkodzenie słuchu na poziomie ok. 75 decybeli. Kiepskie słyszenie wspomagałem czytaniem z ust.

Od roku 1974 używam aparatów – najpierw okularowych, a potem tylko wewnątrz usznych „małżowinowych”. Radzę sobie – „czego głuchy nie usłyszy to sobie wymyśli”…

W dniu 7 października tego roku wszczepiono mi w Kajetanach implant ślimaka SONATA f-my MED - EL.

28 października aktywowano procesor OPUS 2. Obecnie jestem po drugiej zmianie oprogramowania. Mam mieszane uczucia – uważam, że przegrywam na razie bitwy, ale ciągle liczę, że wojnę jednak wygram…

19 grudnia 2013
- Jestem po aktywacji implantu: badanie telemetryczne wykazało, że implant został prawidłowo wszczepiony, tzn. komputer go widzi - odczytał numer seryjny, a wszystkie 12 elektrody są aktywne

- pierwsza próba stymulacji nerwu, a tym samym mózgu przebiegła wg osoby odpowiedzialnej z Zakładu Implantów - prawidłowo, tzn. moje reakcje są właściwe i typowe

- ustawiono mi 4 programy o różniące się stopniem głośności, które mam uruchamiać przez kolejne tygodnie, aż do kolejnych wizyt – kiedy dostanę zmienione programy. Programy będą zmieniane najpierw co 3 miesiące, potem co pół roku - ostatni 13 października 2015 roku.

- w miesiącach w których nie ma zmiany programu będą odbywały się zajęcia z ćwiczeń wspomagających odbiór dźwięków i rozumienie mowy.

Operacja spowodowała – jednak – utratę resztek słuchu w prawym (operowanym) uchu – 1:0 dla Pani dr (przeciwnej implantowi). Dla zespołu z Kajetan jest to bez znaczenia, ponieważ ustawiają procesor bez wspomagania aparatem słuchowym, a poza tym uważają, że nie będę miał „ciągot” do ściągania procesora i zastępowania go aparatem np. podczas jazdy konnej (z której absolutnie mam nie rezygnować).

Sam procesor z bateriami jest wyjątkowo lekki i niezbyt stabilnie siedzi na uchu – szczególnie w towarzystwie opraw okularowych. Odczuwam bolesność małżowiny – procesor odsuwany przez oprawę uciska ją – będę musiał zmienić oprawy okularów, a przynajmniej ich przebieg w okolicach ucha. Niestabilność ułożenia powoduje dyskomfort związany z obawą o jego upadek: aż dziw, że w urządzeniu wartym kilkadziesiąt tysięcy złotych nie przewidziano „współpracy” z okularami– 2:0 dla Pani dr.

Dźwięki, które słyszę dzięki procesorowi są na chwile obecną przykre – towarzyszy im nieustannie tak jakby dźwięk cymbałków o jednej tonacji – tak mózg odbiera niesłyszaną od ponad 55 lat rzeczywistość – i nie mają nic wspólnego (przynajmniej dla mnie) z orientacją: co? i gdzie?-3:0 dla Pani dr . Piłka dalej w grze – uczenie się dźwięków, zmiany w oprogramowaniu, rehabilitacja (dojazdy do Kajetan raczej mi nie przeszkadzają, chociaż jednorazowy wyjazd kosztuje ok. 250 zł.- całkowity to ok. 2200-2400 (wartość 1 aparatu słuchowego) - 4:0 dla Pani dr .

Takie są po prostu skutki uboczne decyzji o wszczepieniu implantu. Mecz uznam mimo wszystko za WYGRANY jeśli będę zdecydowanie lepiej słyszał – co gwarantują mi przedstawiciele z Kajetan – lekarze i specjaliści z Zakładu Implantów. Napisałem Ci – nie mogłem się powstrzymać – komentarz do opisu Twoich lat szkolnych, wiem już, że masz 18 lat i jesteś w klasie maturalnej – powodzenia!

Powiem wprost – decyzja o wszczepieniu implantu, oczywiście po stwierdzeniu, że się nadaję – była spowodowana krótką, a dosadną oceną mojego rozumienia mowy z założonymi aparatami słuchowymi: 45% przy 70 decybelach. Byłem wręcz zszokowany, wydawało mi się, że rozumiem co najmniej 75%. Ja sobie dawałem radę! Pracuję, znalazłem stadninę i klub jeździecki – w wieku 58 lat – gdzie mogę realizować swoją pasję, dogaduję się przez telefon, nie mam kłopotów w kontaktach z otoczeniem – stały krąg znajomych i przyjaciół, profil na Facebook’u (to akurat nie wymaga słyszenia…)

Chcę czegoś więcej – np. nauczyć się języka angielskiego, wiem, że nie będzie łatwo - ostrzegają mnie w Kajetanach.

Dyskomfort z okularami rozwiążę przez skonstruowanie przejściówki – uchwyt na ucho jest częścią wymienną i kupiłem już drugi w serwisie MED- EL’a (15 zł) do montażu z oprawką okularów.

Mam też obiecany procesor RONDO do testów – zobaczymy…

Po wszczepieniu implantu czuję dyskomfort psychiczny, jestem rozdrażniony – na pewno przez fakt, że mam szlaban na jazdę konną przez minimum 3 miesiące, ale nie tylko – wszystko wydaje mi się być niezbyt ISTOTNE, skupiam się na sobie, zniecierpliwiony oczekuję szybszych postępów. O fizycznej obecności implantu i procesora (założyłem wkładkę douszną, która utrzymuje procesor w położeniu nie podrażniającym małżowiny) zapominam, przypominają mi tylko o nim „ćwierkające” dźwięki w prawym „uchu”…

22 grudnia 2013
Przeżyłem dwa miłe i niespodziewane momenty – była cisza, K. poszła do kosmetyczki, z kuchni unosił się zapach pieczonego mięsa, ja w głębi pokoju biedzę się ze światełkami choinki i nagle słyszę głośne i wyraźne tik-tak wiszącego, starego zegara… Niby nic szczególnego – dźwięki raczej średnio wysokie – ale ja je słyszałem do tej pory – bardzo słabo – tylko wtedy gdy przykładałem ucho przy nakręcaniu. Jak by tego było mało, po kilkunastu minutach słyszę dźwięki, które dopiero po chwili skojarzyłem – dzwonił elektroniczny minutnik. Tu już nie było wątpliwości – dźwięki na pewno wysokie - odczuwane jako „ukłucia” w prawym „uchu”. W czwartek , wracając z pracy, włączałem się do ruchu samochodem – zawsze patrzę w lusterka wsteczne, tym razem obróciłem się i patrzyłem przez ramię – prawe ucho przybliżyło się do deski rozdzielczej, a ja prawie przestraszyłem się: tak głośno zabrzmiał mi w „uchu” tykający kierunkowskaz!

2014
9 stycznia 2014
Nie ulega wątpliwości – 2 i pół miesiąca po aktywacji słyszę lepiej niż przed operacją. Mówię o układzie: aparat słuchowy w uchu lewym, implant w „prawym”. Spektrum dźwięków odczuwanych jest na pewno większe. Ma to też ujemne strony – zaczynają mi przeszkadzać rozmowy innych – stają się dla mnie zbyt głośne, jadąc samochodem słyszę dźwięki których dotąd nie było, np. szum opływającego powietrza przy prędkości ponad 100 km/godz., inny dźwięk silnika. Jeśli chodzi o rozumienie mowy to wyłapuję poszczególne słowa z tych rozmów, coraz więcej zdań z kazań. Nawet dialogi w TV stają się zrozumiałe – dodatkowe kolumny umieszczone z tyłu za fotelem ze względu na choinkę musiałem wyłączyć. Jestem optymistą, z nadzieją patrzę na dalszą rehabilitację.

Do Kajetan, na pierwszą rehabilitację, jadę już 19-tego, w niedzielę. Prześpię się na kwaterze, aby być wypoczętym (to jednak 330 km). Zajęcia mam o 10-tej. Po powrocie zdam Ci dokładnie relację. Mam pewne przemyślenia odnośnie tego jak działa implant (chodzi o szczegóły niedostępne w publikacjach), ale podzielę się z nimi z Tobą po rozmowach w Kajetanach.

Wierzę, że będzie tylko lepiej, a rozumienie mowy z czasem będzie coraz lepsze.

10 stycznia 2014
Co mniej więcej 5 lat wydaję ok. 4,5 tysiąca na wymianę aparatów – zawsze w tej samej firmie i zawsze na lepsze. Tak też było na przełomie 2012/2013 roku. Dostałem Rextony o prawie 10 decybeli większym wzmocnieniu.

Spasowały mi. W tym czasie przebywali u nas córka Agatka z mężem Bartkiem. I to właśnie Bartek, z czysto komercjalnych względów – po co płacić co 5 lat za nierefundowane aparaty, skoro można zafundować sobie implant „za darmo”- ruszył temat. Nie wiedzieliśmy wtedy nic: komu przysługują, czy naprawdę są w całości refundowane, jak i co załatwiać, gdzie wszczepiają… Dowiedzieliśmy się wszystkiego po odwiedzinach w Internecie – oczywiście wszystko robił Bartek – ja nie byłem przekonany… Zawsze nosiłem wewnątrz uszne aparaty, prosiłem by były jak najmniejsze, a tu nagle będę musiał nosić takie wielkie coś na głowie. Bartek załatwił on-line wstępną wizytę w oddziale Medincusa w Opolu w marcu. To był pierwszy wolny, „refundowany” termin w ośrodku współpracującym z Kajetanami. O Kajetanach słyszałem dobre rzeczy.

Czekając na wizytę, chodziłem na dopasowanie aparatów do oddziału firmy G. Dziewczyny – znamy się prawie 20 lat – były sceptycznie nastawione do implantu. Niby nie mówiły nie, ale dawały przykłady osób im znanych, które rezygnowały i… wracały do aparatów. Wtedy dowiedziałem się, że do aparatu można wrócić. Dziś wiem, że jest to prawie niemożliwe – najczęściej traci się resztki słuchu w implantowanym uchu. Tak zresztą stało się u mnie. Ale nie uprzedzajmy faktów….

W trakcie jednej z takich wizyt umówiły mnie z obecną w tym czasie lekarką. Nie mówiąc jej o zaklepanej już wizycie w Opolu, poprosiłem o radę. Bardzo zdziwiła mnie jej reakcja. Kategorycznie odmówiła opowiedzenia się za czy przeciw. Ponieważ nalegałem, a ja umiem prosić, niechętnie wydusiła, że w moim przypadku jest przeciw. Argumentowała:
- mój „podeszły” wiek
- długi termin oczekiwania na operację (mówiła o 2 latach)
- niepewny wynik operacji i możliwość komplikacji (nie wyszczególniła jakich)
- długi okres rehabilitacji (nazwała to uczeniem się implantu) z niepewnym rezultatem
- znając moją aktywność – uznała, że będę się musiał ograniczać

Reasumując – jak wszystko dobrze pójdzie to pozytywne rezultaty odczuję po kilku latach, a więc przed 70 -tką co mi się przecież na pewno nie opłaca.

Najciekawsze było jednak jej stwierdzenie – Kajetany „nie lubią” pacjentów o takiej jak moja charakterystyce audiogramu. Ja słyszę wzmocnione tony niskie, a nie słyszę wysokich – obrazowo – słyszę wiolonczelę, a nie słyszę skrzypiec.

Ciekawe – pomyliła się w tylko dwóch rzeczach – termin oczekiwania na operację okazał się w moim przypadku bardzo krótki, a Kajetany mój przypadek uznają za typowy ze wskazaniem do wszczepienia implantu.

Chcę z Nią porozmawiać, ale jeszcze nie teraz – mam za mało wymiernych argumentów. Ta lekarka współpracuje z ośrodkiem, który wszczepia implanty, a więc nie można Jej zarzucić, że tylko „lobbowała” na rzecz G. Niestety muszę stwierdzić, że gdybym posłuchał Pani dr z Bielska nie byłoby tego tekstu, nie przeżył bym tej wspaniałej przygody jaką dla mnie jest implant i doznania z nim związane!

Jak się domyślasz, wizyta w Opolu skutkowała skierowaniem na konsultację do Kajetan, ale badająca Pani dr była dobrej myśli i wręcz namawiała mnie na implant. Oczywiście był również wywiad, po którym stwierdziła: „pan sobie znalazł sposób na życie z niedosłuchem”….

Kajetany przyspieszyły o 2 miesiące wyznaczony termin konsultacji. W rezultacie, w przerwie między jednym wyjazdem do Holandii (urlop), a drugim (Tomek złamał nogę i pojechałem na 3 tygodnie pomóc), 20-tego sierpnia znalazłem się w Instytucie. Od razu powiem: Kajetany robią wrażenie! Wszystko nowe i nowoczesne, wygląda na dobrze zorganizowane, no i te tłumy pacjentów – zwłaszcza małych dzieci. Porządek wizyt:
- badanie wstępne u lekarz otolaryngolog (znowu kobieta) połączone z wywiadem
- badanie audiometryczne (a jakże, chociaż moje wcześniejsze wydruki dołączyła)
- konsultacja u pani psycholog (dość długa, raczej luźna rozmowa, ale ze mną nie da się chyba inaczej….)
- kolejne badanie – tym razem rozumienie mowy z założonymi aparatami słuchowymi (siedzisz naprzeciwko kolumn z których słychać męski głos o średnim natężeniu (70 decybeli) i masz powtarzać zasłyszane słowa). Wynik – 45% trafionych odpowiedzi. Ten wynik mnie załamał. Zrozumiałem, że nie jest tak pięknie jak mi się wydaje. Ładna i uśmiechnięta Pani mgr (wszędzie wizytówki) powiedziała: „tylko implant może panu poprawić rozumienie mowy”. I to Ona tak naprawdę mnie przekonała.
- powrót do Pani dr, omówienie wyników z sugestią, że w moim przypadku implant jak najbardziej tak, delikatne wysondowanie mojej opinii ( na tak), uprzedzenie o możliwych komplikacjach pooperacyjnych: utrata resztek słuchu w implantowanym uchu (tym się mam nie przejmować, bo mi to wyrównają z nawiązką implantem), czasowe zaburzenie smaku (rzadko), porażenie nerwu twarzowego (bardzo rzadko), nieprzewidywalne (no bo to jednak inwazja w głowie).

Pożegnany zostałem miłym uśmiechem i uwagą: ”może się spotkany przy okazji drugiego Implantu”. Mam czekać na decyzję Komisji (poleconym), a następnie zamówić on-line termin operacji.
- po zjedzeniu „darmowego obiadu” ok. 14-tej wyjechałem do Bielska.

11 stycznia 2014
Muszę jeszcze wrócić do mojej wizyty w Opolu: w trakcie wywiadu przedstawiłem Pani dr szczegóły mojej rozmowy z lekarką z Bielska. Była zaskoczona. Stwierdziła wręcz, że audiogram jest typowy, a co do mojego wieku i długiego czasu oczekiwania ujęła to tak: jeżeli zdarzy się panu, że nagle pogorszy się u pana słuch, z racji wieku czy choroby – to będzie pan już w kolejce… To był racjonalny argument.

Po otrzymaniu zawiadomienia, około połowy września, że Komisja w Kajetanach zakwalifikowała mnie do przeszczepu, poprosiłem o wyznaczenie terminu operacji. Wyobraź sobie moje zaskoczenie, gdy termin przysłany mailem to 7 października. Miałem więc 3 tygodnie czasu na załatwienie wszystkich badań przedoperacyjnych, w tym badania tomografem głowy, ze szczególnym uwzględnieniem płatów skroniowych. Na szczęście zdążyłem i w dniu 6 października, w niedzielę, zostałem przyjęty na oddział.

Lekarz przyjmujący poinformował mnie, że zgodnie z moimi odczuciami subiektywnymi – lepiej słyszę (rozumiem mowę) lewym uchem – implant zostanie wszczepiony do „ucha” prawego. Takie są zalecenia – implanty wszczepia się do „gorszego” ucha. Poinformował mnie również, że wybrano dla mnie procesor firmy MED - EL. Byłem zaskoczony, że takich spraw nie konsultuje się wcześniej z pacjentem i dałem temu wyraz. W odpowiedzi usłyszałem, że procesory MED - EL-a są bardzo dobre, a decyzję podpisał Prof. Skarżyński. Zostałem również poinformowany, że operacja odbędzie się w godzinach między 8-ą rano, a 20-tą wieczorem. Decyzje podejmuje na bieżąco ordynator.

Potem dowiedziałem się, że w Kajetanach przeprowadza się ok. 30 (sic!) operacji laryngologicznych różnego rodzaju na dobę… Mam być po kąpieli, z umytymi włosami, na dwie godziny przed operacją. Co było robić, wstałem przed szóstą, zrobiłem co trzeba i czekałem, oczywiście na czczo w takim jakby letargu, drzemiąc. O 11-tej pielęgniarka zaprowadziła mnie na salę operacyjną – byłem w śnieżno białych skarpetach, które pozwolono mi mieć ubrane w trakcie operacji. Sam moment zaśnięcia i to co go poprzedzało wspominam bardzo mile – trochę kosmiczna sceneria, fioletowo-niebieskie światło, uśmiechnięty (oczami) personel. Obudziłem się o 13-tej i usłyszałem (pewnie „po ustach”) słowa: jak się pan czuje? Odpowiedziałem: bardzo dobrze, a pani się uśmiecha! Pani uśmiechnęła się jeszcze bardziej i odpowiedziała: tak, uśmiecham się! No i zrobiło się całkiem miło…. Zawieźli mnie na wózku na salę, kazali się położyć i dużo pić. Wody.

Nie wspomniałem wcześniej, że po powrocie z Opola, gdzie bardzo dokładnie, powiedziałby brutalnie wykonywano mi badanie audiometryczne – przewodnictwo powietrzne – chciano określić próg bólu (znasz to uczucie – czujesz uderzenie w bębenek, a nic nie słyszysz), w przewodnictwie kostnym z kolei moją głową wręcz telepało od uderzeń falą dźwiękową – doznałem porażenia błędnika. Przyczynił się do tego zapewne, duży hałas podczas służbowej wizyty w pewnym zakładzie „na produkcji”. Ponieważ wystąpiło to w uchu lewym – poznaje się to po tym, że odczuwasz zawroty głowy podczas obracania się na lewy bok – dołożyło się założenie aparatu z maksymalnym wzmocnieniem. Była to sobota, obchodziliśmy imieniny Krystyny, a ja wymiotowałem wszystkim cokolwiek spożyłem. Dopiero wieczorem udało mi się wypić szklankę wody i… kieliszek wódki! Zawroty ustąpiły dopiero po kilku dniach.

Ponieważ wiedziałem, że taka operacja na pewno podrażnia błędnik, o czym mnie uprzedzono, zaparłem się i odmówiłem dużego picia na raz. ”Wmuszono” we mnie szklankę wody, którą oczywiście natychmiast zwymiotowałem do podstawionej nerki…. Pielęgniarka z satysfakcją pokiwała głową – woda była czysta, chodziło o sprawdzenie czy nie wymiotuję krwią. Małymi łyczkami, co kilkadziesiąt minut dotrwałem do 22-tej drugiej i wtedy zjadłem kolację – bez konsekwencji…. Ponieważ wszystko przebiegało normalnie, postanowiono mnie wypisać już na drugą dobę. Poinformowałem Panią Ordynator, że sam będę prowadził samochód wracając do Bielska. Z uśmiechem przedłużyła mi pobyt o jeszcze jedną.

Przed wyjazdem, za pośrednictwem Pani M. J., która po dwóch implantach jest traktowana przez pacjentów jako bardziej „swoja” – otrzymałem wielkie pudło z procesorem i innymi akcesoriami (które tak pięknie wymieniasz na Swoim blogu), z poleceniem: niech się pan z tym oswoi, pobawi, broń Boże nie uruchamia i przyjedzie z tym na aktywację za 3 tygodnie. Prosiła również o wypełnienie ankiety. Miałem wypełnić rubryki – tak lub nie – oraz napisać trochę o sobie. Na 18-tego wyznaczono mi wizytę kontrolną i zdjęcie szwów. Wyjechałem wtedy z domu ok. 5-tej, w fatalnych warunkach jechałem aż do Piotrkowa Trybunalskiego, potem mgła i deszcz ustąpiły. Sama wizyta trwała może z 15 minut, Pan dr zręcznie wyjął szwy, zalecił nie używanie opatrunku (a ja przecież oprawkami okularów urażałem ranę), po czym powiedział, że jestem wolny. Wypiłem więc moje ulubione ekspresso, zjadłem ukochane PRINCE POLO i pojechałem do domu. Ranę codziennie masowałem żelem Bliznasil i w tej chwili nie ma po niej śladu (prawie).

28 października zjawiłem się w Kajetanach na aktywację (zawsze aktywują w poniedziałki). Program obejmował:
- wizytę u Pani dr A.P. z Zakładu implantów – zawsze ta sama, szczegółowo bada i wypytuje. Mam z Nią niezły kontakt, czasem pozwalam sobie na nazwijmy to dyskusję….
- badanie audiometryczne – wykazało niestety utratę resztek słuchu w implantowanym uchu, trochę się zmartwiłem….

- wizyta u Pani psycholog – szczera rozmowa o moich obawach i nadziejach… Wypełniłem również długą ankietę – pod kątem badania mojej osobowości (wypełnienie ankiety jest dobrowolne, dla celów statystycznych jest anonimowa, wiem, że wyniki zostały udostępnione pracownikom Zakładu implantów – pewnie po to „jak mnie podejść jako pacjenta”). Nie byłbym sobą gdybym nie zapytał czy aktywować mnie będzie kobieta…. Z uśmiechem stwierdziła, że wielce prawdopodobne….

- ponowna wizyta u Pani dr A.P. – omówienie wyników audiometrii – prawy aparat słuchowy mogę sobie…. Na stwierdzenie, że liczyłem na to, że będę go używał w jeździe konnej (aby chronić procesor) otrzymałem odpowiedź: Nawet gdyby słuch się zachował, aparat wymagał by przeprogramowania; w moim przypadku po rehabilitacji mój mózg do tego stopnia przestawi się na „słyszenie elektryczne”, że powrót do słyszenia akustycznego trwałby dłużej niż cała ta jazda konna…. Ona pierwsza stwierdziła, że nadejdzie czas – niedługi – gdy nie będę chciał nawet patrzeć na aparat…

- aktywacja – wybrała mnie sobie M. Rozmowa zaczęła się od …. koni. A tak przy okazji – w Kajetanach jest stadnina. Potem poruszyliśmy temat jazdy autostradami. Zrozumiałem, cały czas stara się mnie rozluźnić , chociaż czułem już, że znaleźliśmy wspólny język. Oni odbierają mnie jako świadomego pacjenta, który współpracuje i choć czasami wątpi, to jest zarazem ciekawy nowego i nastawiony optymistycznie! Po aktywacji byłem zszokowany „usłyszanymi” dźwiękami! Do tego stopnia, że wymogłem na M. kategoryczne stwierdzenie: „po dzisiejszej wizycie nie będzie pan dobrze słyszał”. Było to dla mnie ważne – spodziewałem się, że zaraz będę słyszał przynajmniej tak jak bym miał aparat – stwierdzenie to pomogło mi uwierzyć, że wszystko jest pod kontrolą, a rehabilitacja wymaga czasu… To M. powiedziała mi, że po rehabilitacji mój audiogram będzie przypominał linię prostą! Zapytałem bezczelnie: to będę się mógł nauczyć angielskiego? Oczywiście, odpowiedziała. I tak pojawił się ten nieszczęsny angielski, którym Ci zawracałem głowę!

- spotkanie z M. J., która już całej grupie (aktywowano w tym dniu 8 osób) tłumaczyła przy pomocy plansz wyświetlanych na ekranie dlaczego słyszymy to co słyszymy – w zależności od marki i modelu słyszy się różne, tak jak to nazwałaś „bzdety”. Prosiła by się nie zrażać i cierpliwie poddawać procesom zmiany oprogramowania i naprzemiennie spotkaniom rehabilitacyjnym. I kolejna prośba o wypełnienie ankiet, tym razem z osobą współzamieszkującą (och ta poprawność…)

Ja się niecierpliwię, więc zmiany programów od 1-4 (pilotem) robiłem wcześnie niż zalecała to M.….

Kolejną zmianę oprogramowania wyznaczono mi na 11 grudnia.

- wizyta u Pani dr A.P. – wszystko w normie – lekkie zawroty głowy ustąpiły równo po 4 tygodniach od operacji, przekazałem płytę z wynikami pooperacyjnej tomografii głowy (lekarz z Bielska poprosił o opis, cytuję : „lekarza, który potrafi ocenić położenie implantu i przebieg elektrod w ślimaku, bo on się na tym nie zna” , okazało się, że jestem pierwszym takim przypadkiem w tym szpitalu, porządny lekarz, nie?)

- zmianę oprogramowania w procesorze przeprowadzała tym razem A. – absolwentka pedagogiki, co wyszło z rozmowy. Już po kilku minutach miłej pogawędki, w której analizowaliśmy moje wypowiedzi z tych ankiet przestała mówić z tą charakterystyczną artykulacją z jaką mówi się do osoby niedosłyszącej. W zamierzeniach na przyszłość wymieniłem naukę angielskiego. A czemu akurat angielskiego? Odparłem: no pewnie, mogłem wybrać włoski, łatwiejszy, tylko po co?

- wizyta u osoby odpowiedzialnej za rehabilitację i ustalenie harmonogramu wizyt. Będą to ćwiczenia indywidualne – pierwsze 20-tego stycznia. Zapytałem, czy zajęcia są obowiązkowe czy zalecane? Zalecane, ale osoby które z nich rezygnowały – wracały, czasem po wielu miesiącach.

Po powrocie szukałem w Internecie informacji na temat rehabilitacji po wszczepieniu implantów. I w ten sposób natrafiłem na blog Klaudii. Zacząłem czytać i zachwyciłem się – tym co czytałem i Osobą która to pisała. Zapragnąłem Ją poznać… Cały czas szukałem również argumentów na rzecz potwierdzenia zastrzeżeń Pani dr z Bielska– wyszedł ze mnie taki advocatus diaboli…

Mam nadzieję, że piszę dość ciekawie, staram się być dokładnym w tej niemal że relacji. Piszę to wszystko, ponieważ doświadczenia Klaudii z innego Ośrodka mogą być zupełnie odmienne. Jeśli zaś są podobne, to niech stanowią potwierdzenie naszych przeżyć….

12 stycznia 2014
Czy elektrody stymulują rzęstki, które potem poprzez nerw słuchowy oddziałują na mózg – nie jestem tego pewien. Gdyby tak było, to można by bez problemu napisać program upodabniający to stymulowanie do akustycznego.

M. wytłumaczyła mi, że rzęstki popełniają często „samobójstwo” pod wpływem dotyku wprowadzonych elektrod. Tak stało się w moim przypadku. Ale to akurat nie jest najważniejsze. Ważne, że elektrody stymulują i jest efekt!

Słuchanie, słyszenie i rozumienie tego co się słyszy to różne rzeczy. Na egzaminach zawsze martwiłem się czy będę rozumiał to co usłyszę – o odpowiedź byłem raczej spokojny.

Jasne, że procesor mowy jest po prostu procesorem dźwięku. Chcę jedynie podkreślić, że jego „naczelnym” zadaniem jest umożliwienie nam rozumienia mowy. Ja wiem, że jeszcze trochę, a będę słyszał dźwięki skrzypiec czy pełnię śpiewu kanarka, tylko to jest jakby „przy okazji”. Ja chcę rozumieć innych bez patrzenia na ich usta, chcę rozumieć lektora, chociaż w tle brzmi oryginalny język, chcę wreszcie- może dopiero za jakiś czas – zadzwonić do Klaudii i bez stresu (u Klaudii i u mnie) zamienić kilka zdań….

Opowiem jedno zdarzenie. Aby uwiarygodnić mój wniosek o dotację, z której miałem kupić program Auto Cad-a (służy do projektowania), zdecydowałem się na kurs w Warszawie. Organizowany corocznie umożliwiał opanowanie podstaw i kończył się sprawdzianem nabytych umiejętności, po którym dostawało się Certyfikat ukończenia. Taki certyfikat otrzymałem i załączyłem do wniosku. Było nas 12 osób, każdy miał własne biurko, laptop oraz materiały pomocowe. Trenerką, jak się sama przedstawiła, była ok. 50-letnia kobieta. Zająłem oczywiście miejsce w pierwszym rzędzie. Z laptopa trenerki obraz był rzucany na ekran na ścianie. Musiałem w tym samym czasie słuchać jej poleceń, patrzeć na ekran na ścianie, na klawiaturę i ekran mojego laptopa no i wykonywać ćwiczenie. Domyślasz się już, że aby Ją zrozumieć musiałem jednocześnie patrzeć na Jej usta. Oczywiście nie nadążałem ze wszystkim i było to dla mnie upokarzające, bo ćwiczenia nie były zbyt trudne. Była w porządku – podchodziła do mnie i spokojnie dyktowała mi nad uchem polecenia. Egzamin zaliczyłem, a od Niej usłyszałem, że dam sobie radę… Ale nigdy więcej nie chciałbym przeżywać podobnych chwil, a przecież współcześnie wszelkie kursy i dokształcanie mają podobny przebieg. To też było powodem, że zdecydowałem się na implant!

12 stycznia 2014
W Kajetanach jest dużo implantowanych dzieci – trzeba umieć do nich podejść (i do rodziców, którzy im wtedy towarzyszą). Ja dużo „dyskutuję”, pytam się: dlaczego tak, a nie inaczej (A. wezwała nawet na „pomoc” inżyniera akustyka aby mi wyjaśnił kwestie techniczne… starał się, ale mówił tylko to co ja już wiedziałem, czy się domyślałem. Uzmysłowił mi tylko „techniczną” trudność jaka występuje na styku technika-medycyna : otóż nerw słuchowy ”oplata” ślimak (medycyna) do którego włożono pakiet 12 elektrod (technika). I te 12 elektrod musi zastąpić bardzo wiele elementów naturalnych, które obumarły (dlatego nie słyszymy). Problem polega więc nie tylko na odpowiednim oprogramowaniu, ale jak sprawić by te elektrody, poprzez nerw słuchowy „wyrzeźbiły” w korze mózgowej „doznania”, które my, implantowani, odbieramy jako „słuch elektryczny”. Pewnie upraszczam, ale tak to rozumiem.

Prawdą jest, że to M. wyszła po mnie na korytarz, gdzie oczekiwałem na aktywację, podobnie A. podczas następnej wizyty. Wszystkie starają się: Są cierpliwe w tłumaczeniu, wyrozumiałe wobec moich pytań, ciekawe moich odczuć; np. A. pytała się jak wytrzymuję bez koni, śmialiśmy się z wypowiedzi Pani dr A.P., która na moje pytanie: czy już mogę jeździć konno? odpowiedziała: TEORETYCZNIE tak…. M. też kiedyś jeździła i chciałaby wrócić. Po prostu - Pracownicy Zakładu Implantów bardzo starają się wytworzyć atmosferę, która sprzyja współpracy.

Klaudia zwróciła uwagę na krótki termin oczekiwania na operację. Nie wnikam, mogę się domyślać:
- mój wiek – wybacz, ale na co ja mam czekać?
- z wywiadów wynikało, że jestem „modelowym” pacjentem, któremu powinno się udać (powtarzają mi to przy każdej okazji, oby się nie mylili). Chodzi o moją przypadłość i podejście do wyzwań….
- może zrobiło się wolne okienko, szkoda terminu, a zakontraktowane pieniądze trzeba wydać….
- Kajetany są Instytutem Naukowym w ramach Ministerstwa Zdrowia, powiedziałbym wiodącym, a jako taki chcą mieć możliwie pełne spektrum pacjentów, stąd pewnie tyle ankiet, wywiadów

Oto mój harmonogram (na dwa lata), który został wpisany do systemu komputerowego w Kajetanach. Podam terminy moich wizyt w Kajetanach:
20.01.2014 – rehabilitacja, 17.02.2014 – rehabilitacja, 25.03.2014 – zmiana oprogramowania w procesorze, 5.05.2014 – rehabilitacja, 18.06.2014 – rehabilitacja, 17.07.2014 – rehabilitacja, 7.08.2014 – zmiana oprogramowania, 18.09.2014 – rehabilitacja, 24.10.2014 – rehabilitacja, 30.01.2015 – zmiana oprogramowania, 13.10.2015 – zmiana oprogramowania.

Każdy wyjazd to koszt ok. 250 zł: paliwo, nocleg (powtarzam, chcę być wypoczętym).

Powiem szczerze, że na początku nie bardzo mi się widziały te rehabilitacje; wyobrażałem je sobie jako grupowe co wg mnie mijało się z celem (przecież każdy z nas jest INNY). Dopiero kiedy zrozumiałem, że są to indywidualne rozmowy i ćwiczenia – zmieniłem zdanie.

Ale ciągle szukałem informacji na ten temat. Wreszcie na stronie www.ifps.org.pl (oficjalna strona Kajetan) znalazłem coś konkretnego. Jest tam ikonka – „Nowa Audiofonologia” czasopismo naukowe pod red. Prof. Skarżyńskiego, przeznaczone, ogólnie mówiąc, dla lekarzy.

Są trzy wydania. Interesujący mnie temat znalazłem w numerze 2(3)2013. Po kliknięciu – otwiera się w PDF-ie – na stronach 49-58 jest praca pod tytułem: „Analiza efektów terapii 51 letniego pacjenta prelingwalnie ogłuchłego zaopatrzonego w implant ślimakowy”. W skrócie - obecnie sędzia (sic!), stracił słuch w dzieciństwie, aparatowany „pudełkiem”, wysłany za granicę, gdzie dostał najnowocześniejsze aparaty słuchowe i nauczył się angielskiego; po powrocie do kraju intensywnie „logopedowany”, skończył studia prawnicze.

Pięć lat temu implantowany, przechodzi cały czas rehabilitację na różnych stopniach. Dzięki temu jest w stanie wykonywać swój zawód. Zwłaszcza, że jest tylko kilka lat młodszy ode mnie….

Potem nagle poznaję Klaudię i czytam jej bloga: Implantowana. Dowiaduję się: pierwszy implant ok. 6 lat temu, drugi implant ok. 1 roku temu, ma ona pozytywne odczucia i jest zadowolona z decyzji o wszczepieniu implantów. Pięknie!

A potem czytam z jej maili do mnie: - wybiera się na Sylwestra do niesłyszącej koleżanki, która mimo jej wielokrotnego zwracania uwagi mówi do niej odwrócona tyłem, co sprawia mi (Klaudii) kłopoty ze zrozumieniem jej słów, chociaż akurat ta koleżanka niewyraźnie mówiła
- notatki z języka polskiego kseruje z zeszytu kolegi (wiadomo dlaczego)
- prawie nic nie rozumie z angielskich słów „ze słuchu”

Po przeczytaniu tego maila od Klaudii miałem prawo stwierdzić: lekarka w Bielsku miała rację, na cholerę mi implant i cały ten cyrk z nim związany skoro i tak nie będę – w przewidywalnym okresie - rozumiał mowę. Tymczasem w Kajetanach obiecują mi znaczącą poprawę najpóźniej za dwa lata. Klaudia jest realnym przykładem, że nie jest to takie oczywiste. Wnioski nasuwają się dwa:
- w jej przypadku zabrakło właściwej rehabilitacji
- w moim – zaryzykowano, zdając sobie sprawę, że „startuję z wyższego poziomu”

Cały czas zastanawiam się, czy mechanizm działania implantu jest taki sam w trzech podstawowych grupach (nie mówię o późniejszej rehabilitacji):
- dzieci głuche od urodzenia, wcześnie aparatowane i w odpowiednim momencie implantowane
- osoby takie jak ja słyszące po urodzeniu, które straciły słuch już po nauczeniu się mówić, aparatowane i dość późno implantowane
- osoby dorosłe, dobrze słyszące, które nagle straciły słuch (spotkałem takie przypadki w Kajetanach), których jedynym „ratunkiem” jest implant

Jeżeli w każdej z tych grup mechanizm działania implantu jest taki sam – to problem osiągnięcia najlepszych (najszybszych) rezultatów w rozumieniu mowy (zważ procesory są nazywane „procesorami mowy”, a nie „dźwięku”) leży we właściwie prowadzonej późniejszej rehabilitacji! Pozostaje jeszcze dobrze dobrane oprogramowanie, ale nie śmiem podważać kompetencji osób, które je instalują w procesorach… Pewnie nie jest to tak proste jak mi się wydaje? Zależy chyba przede wszystkim od indywidualnych predyspozycji implantowanych osób…

13 stycznia 2014
Cisza po zdjęciu implantu (aparatu)… Ja ją nawet lubię, towarzyszy mi przecież od tak dawna. Pozwala na spokojny sen wolny od hałasów otoczenia. Ale w moim wypadku, to nie jest cisza „absolutna”. Kiedy się w Nią wsłuchuję zaczynam odczuwać szumy. Pojawiają się jakby z otchłani i im bardziej się wsłuchuję, tym brzmią coraz głośniej. Towarzyszą mi od 50 lat. Pani dr A.P. zapytana, stwierdziła, że muszę z tym żyć, że jest to bardziej efekt psychologiczny, a terapia i leki w sytuacji kiedy sobie z nimi radzę są niewskazane.

17 stycznia 2014
Dzisiaj, ok. godz. 12-tej dostałem z Kajetan SMs-a przypominającego o wizycie w poniedziałek. Nawet to miłe, a przede wszystkim nie stresujące – bez obaw, że nie usłyszysz czego od ciebie chcą….

Lubię jeździć do Kajetan, czuję się tam jak u siebie w domu, a nawet – powiem herezję – czasem nawet lepiej…. Po prostu jestem wśród siebie podobnych, a wierzę, że każda z wizyt przybliża mnie do lepszego słyszenia! Na co dzień słyszę coraz więcej nowych dźwięków. To znaczy dźwięków, które ja kojarzę z określonymi zdarzeniami. Są one jeszcze takie trochę „ćwierkające”, ale już wiem, że to „ćwierkanie” z czasem się „wchłonie”, zaniknie. Pisałaś mi kiedyś jakim odkryciem było dla Ciebie pukanie w ściany… Dla mnie czymś takim były odgłosy moich kroków po stopniach w klatce schodowej: nie samo uderzenie podeszwy buta – to słyszałem zawsze – ale to wibrowanie powietrza po każdym stąpnięciu… Z rozmów kolegów zaczynam wyłapywać już całe zdania, siedząc przy swoim biurku odwrócony tyłem. Wtrącam się do dyskusji nie odwracając się. Jest to dla mnie coś nowego – dla innych też – i jakby chcąc „nadrobić” moje wcześniejsze milczenie – komentuję z całą swoją bezpośredniością.

Jak ja odbieram implant?... A więc po kolei! Dominującym uczuciem była i jest CIEKAWOŚĆ. Nie obawa czy nadmiernie rozbudzone nadzieje. Ja się po prostu o „to” nie prosiłem! Wiem, wiem – brzmi obrazoburczo – ale tak wyglądało moje wejście w ten temat. Każde kolejne spotkanie w Kajetanach odbywało się w atmosferze dyskusji, gdzie bez oporów i na luzie mówiłem o moich wątpliwościach i oczekiwaniach. Jestem pełen podziwu dla Pracowników z Zakładu Implantów, Ich cierpliwości, wyrozumiałości i życzliwości jakie mi okazywali!

Podczas pobytu w ramach rekonwalescencji po operacji, M. J., która między innymi wydaje implanty kazała wybrać kolor. Wybrałem w kolorze…. mlecznej czekolady (uwielbiam). Przy wypisie dostałem wielgachne pudło. Po rozpakowaniu okazało się, że procesor z akcesoriami są zapakowane w „srebrnej” walizeczce, która przypomina te z kodami atomowymi… noszone przez „ważnego” towarzyszącego Bardzo Ważnemu. Obejrzałem, przeczytałem instrukcje i… zamknąłem to cholerstwo na dwa tygodnie w szafie!

Tydzień przed aktywacją zacząłem się bawić, zakładałem, rozbierałem, ładowałem akumulatory…. Wszystko to robiłem bez entuzjazmu. Rozumowałem: z czego się tu cieszyć; straciłeś resztki słuchu, jesteś zależny od techniki, która bywa zawodna, masz w głowie blachę, a na głowie kabelki, w trakcie noszenia procesor ugniata cię w ucho i wespół z okularami powoduje, że ci odstaje (ucho)…. Koszmar!

Aktywację - jak przebiegała - opisałem wcześniej, teraz dodam parę zdań obrazujących moje odczucia.

W trakcie ustawiania tych pierwszych programów byłem bardzo zaciekawiony, pokazywanie palcem na planszy „głośności” odczuwanych (no bo przecież nie słyszanych) dźwięków mnie śmieszyło. Szok nastąpił, kiedy M. zakończyła całą tą zabawę. Nie mogłem uwierzyć, że odsyłają mnie do domu z takimi odczuciami:
- dźwięki są do dupy – nic nie znaczą i są przykre; nie potrafiłem kojarzyć ich z konkretnymi zdarzeniami, każdemu zdarzeniu („rozumianemu” przez aparat w lewym uchu) towarzyszyło „ćwierkanie” przypominające dźwięk cymbałków o jednej tonacji
- słyszę gorzej, a właściwie nic nie rozumiem przez prawe ucho . Ja wyobrażałem sobie – nikt mnie wcześniej nie uprzedził, że tak nie będzie – że implant od samego początku pozwoli mi słyszeć co najmniej tak, jak przez aparat słuchowy. Że elektrody umieszczone w ślimaku będą „drażnić” nerw słuchowy w sposób podobny jak robią to rzęstki – czyli słuch elektryczny będzie zbliżony do akustycznego. Czyli – wszystko to co wzmacniał aparat słuchowy PLUS NOWE DŹWIĘKI z czasem (aż się ich mózg „nauczy”).

Wyjaśniło się wszystko na spotkaniu w grupie aktywowanych, ale już PO AKTYWACJI. Po prostu łatwiej było rozmawiać wtedy o tym co czujemy i dlaczego tak się dzieje.

Oczywiście z każdym dniem było i jest lepiej. Do tego stopnia, że niecierpliwość w oczekiwaniu na widoczne, tfu, słyszące efekty, kazała mi przyśpieszać zmiany programów, a nawet ręcznie je pogłaśniać… Teraz przede mną pierwsze spotkanie rehabilitacyjne… I znowu: przede wszystkim CIEKAWOŚĆ – na czym polega, w jaki sposób poprawi rozumienie mowy… Postaram się opisać wszystko dokładnie! Chyba mi się to udaje.

20 stycznia 2014
Zdążyłem wypić ekspresso (czarne!) i o 10-tej zaczęło się godzinne spotkanie z Panią Anną. Młoda, raczej niska, raczej szczupła i w miarę jak czas płynął coraz bardziej roześmiana ... Na wstępie ustaliliśmy co i jak i po co, a potem przeszliśmy do ćwiczeń sprawdzających jak rozróżniam dźwięki z otoczenia – tylko przez implant. Aparat słuchowy musiałem wyjąć.

Pierwsze zaskoczenie dla mnie – słyszałem wyraźnie dźwięk Jej głosu – oczywiście w towarzystwie „ćwierkania”, ale to już coś (szeroki uśmiech Pani Anny…). Dla mnie to nowość, więc napiszę: 3 rozdziały, każdy rozdział 10 stron, każda strona 4 obrazki rodzajowe np. lokomotywa, karetka, kichanie, kaszlenie, bek owcy, muczenie krowy, dzwonek drzwiowy, dzwony kościelne, bębenek itp. Dźwięki odpowiadające tym obrazkom były odtwarzane z magnetofonu. Dźwięk odpowiadał zawsze tylko 1 obrazkowi – miałem zakreślić właściwą odpowiedź. Wyniki: I rozdział 80% trafionych odpowiedzi, II – 70%, III- ponad 55%. Ogólny wynik 68% - podobno w normie (III program II wizyty – mówię o programach). Potem Anna powiedziała mi, że rozdziały były ułożone wg wzrastającej częstotliwości dźwięków - stąd -im dalej tym gorzej.

Na zadanie do domu otrzymałem płytę z dźwiękami, którą mam odtwarzać codziennie przez minimum pół godziny i oswajać się z nimi. Wyniki będę zapisywał w rubrykach arkusza, który też dostałem. Ciekawe jest to, że dźwięków jest 36. Najpierw mam puszczać tylko 6 i stop. I z powrotem. Następnie 12 i stop i z powrotem. Itd. Do końca. Potem w rubrykach mam wpisać reakcje i wrażenia słuchowe. To wszystko dla przypadków:
- z aparatem słuchowym
- bez aparatu słuchowego
- III program (do końca stycznia)
- IV program (od 1 lutego)

Następne ćwiczenie polega na określeniu czy słyszę i rozróżniam dźwięki otoczenia. Podzielono je na 7 grup:
- Dźwięki w domu – 19 np. zatrzaśnięcie drzwi, dzwonek do drzwi itp.
- Cichsze dźwięki – 16 np. tykanie zegara, dźwięk lodówki itp.
- Dźwięki czynności domowych – 22 np. rozbijanie jajek, rozkładanie sztućców itp.
- Dźwięki wydawane i czynione przez ludzi – 24 np. śmiech, kaszel kichanie, całowanie(?) itp.
- Dźwięki na zewnątrz – 11 np. burza, samolot, pociąg itp.
- Ciche odgłosy z poza domu – 10 np. kroki na chodniku, deszcz, śpiew ptaków itp.
- Odgłosy pracy – 5 np. wiercenie, stukanie , piłowanie I to też dla 4 przypadków wymienionych wyżej Płytę najlepiej słuchać z odtwarzacza z kolumnami przy średniej głośności. Powiem Ci, że już cieszę się na te ćwiczenia! Fajnie jest z tym implantem – wygląda na to, że posuwam się do przodu.

23 stycznia 2014
W domu słuchałem sobie dźwięków przez kolumny wieży "Technics". Dźwięki wychodzą jednak zbyt „basowo” np. gitara brzmi jak kontrabas, tak więc będę je odsłuchiwał przy pomocy dodatkowych głośników komputerowych CREATIVE. Brzmią czyściej.


28 stycznia 2014
U mnie wygląda, że wszystko w porządku. Codziennie ćwiczę słuchanie tych dźwięków przez ponad godzinę – dwa razy po minucie na każdy dźwięk. Nie wszystkie dźwięki rozróżniam, np. dzwonka rowerowego nie słyszę prawie w ogóle – jakieś takie delikatne ukłucia…. Dźwięku telefonu muszę się domyślać, a toaleta i basen brzmią prawie tak samo… Resztę rozróżniam. Zawsze do tych ćwiczę podchodzę z prawdziwą ochotą, pomimo tego, że sam jestem z natury leniwy.
13 lutego 2014
Jedynym dźwiękiem z „listy ćwiczebnej” z którym mam problemy to właśnie dźwięk dzwonka rowerowego (nr 35). Słyszę go bardzo słabo, wręcz tylko jako „ukłucie”. A ponieważ, jak Wiesz, ja mam te moje szumy – odczucia mi się „zlewają”. Wierzę, że będzie coraz lepiej.

17 lutego 2014
Samo spotkanie z Anną było przyjemne. Była mile zaskoczona moim podejściem do ćwiczeń – miałem szczegółowo wypełnione 3 sprawozdania z ćwiczeń – 36 dźwięków, sam implant 3 program (data badania 24 styczna, to samo tylko 4 program (16 luty), jeszcze raz to samo tj. 4 program + aparat słuchowy (16 luty) oraz Dźwięki otoczenia – tylko implant wypełniane dziś rano, tuż przed wizytą.

Zwróciłem Annie uwagę, że niektóre dźwięki odbierane samym implantem brzmią wyraźniej chociaż z aparatem wychodzi to „pełniej”. Np. skrzypce z samym implantem brzmią tak jak by grający fałszował. Z aparatem tego nie czuć. Anna przyznała mi rację – dla Niej skrzypce też fałszują…

Potem był „sprawdzian” – musiałem odgadnąć wszystkie 36 dźwięków, wybieranych losowo, puszczanych trochę ciszej niż ćwiczyłem w domu. Miałem 31 zdecydowanie pewnych prawidłowych trafień. Pomyliłem basen z toaletą, aparat fotograficzny z telefonem, dzwonek rowerowy od razu „odgadłem” bo powiedziałem, że go prawie w ogóle nie słyszę. Ciekawe, Anna zgadza się z Tobą, że płacz dziecka nadaje się świetnie na dzwonek telefonu.

Po takim wyniku – muszę mieć inne ćwiczenia – Anna przygotowała mi dwie nowe płyty , które mam ćwiczyć: 1- do 25 marca (data zmiany programu ) i 2- do 5 maja. Płyty zawierają ćwiczenia niezależne od siebie. Od czasu do czasu mam sobie przypominać te 36 dźwięków, które ćwiczyłem do tej pory.

Trzecim etapem dzisiejszych zajęć były ćwiczenia w rozumieniu mowy. Zaczynamy od liczb : z aparatem słuchowym miałem 100% rozumienia 10 losowo wybranych liczb od 1 do 100. Z implantem wynik był gorszy 3 nietrafione np. pomyliłem 79 z 99, 1 z 7 itp.

Do domu dostałem do ćwiczeń 1 kartkę z liczbami oraz 2 kartki ze słowami. Zadanie polega na tym, że musi mi je czytać „żywa” osoba. Tzn. głos powinien być naturalny. Oczywiście nie mogę patrzeć na usta, jeśli osoba mówiąca siedzi naprzeciwko powinna zasłaniać twarz tkaniną (Anna miała obręcz pokrytą tkaniną, wygląda to jak tamborek). Nie wolno zasłaniać ust kartką, ponieważ wtedy głos ulega odbiciu w stronę mówiącego. Dziękując mi za wykonane „zadanie domowe” Anna stwierdziła, że wiele osób podchodzi lekceważąco do tych dźwięków otoczenia tłumacząc się, że oni chcą ćwiczyć mowę, a nie jakieś tam brzdęki. Nieporozumienie – mowa zawiera takie spektrum dźwięków, że trzeba zaczynać od podstaw, a te 36 jest wybrane nieprzypadkowo.

Mówiliśmy również o tych moich głośnikach, jak sobie radziłem z odbiorem telewizji. Od razu powiedziała, że z implantem pewnie jest gorzej. Rzeczywiście – ma rację. Taki głośnik przy implancie tylko przeszkadza, chociaż bodźce daje.

Kolejna sprawa – dlaczego TYLKO z implantem odczuwam większy hałas? Po prostu – słyszymy mózgiem. Przyzwyczajony do dźwięków z aparatu olewa trochę implant. Kiedy aparatu nie ma – skupia się w pełni na implancie. A ponieważ implant przenosi już więcej – no to mamy efekt większego hałasu. Proste i zrozumiałe.

W związku z tym mam się nie katować (jak dziś) i ściągać aparat tylko do ćwiczeń. Tak wygląda rehabilitacja w Kajetanach.

19 lutego 2014
Wczoraj wieczorem zadzwoniła córka Iza z Holandii. K. nie było w tym czasie w domu. Normalnie to ona rozmawia z Moimi Dziewczynami. Wyobraź Sobie, że rozmawiałem z Izą przez godzinę (przez bardzo dobry telefon stacjonarny, ucho aparatowane). O wszystkim co u Nich. Głównie mówiła Iza. A ja z całości nie zrozumiałem tylko kilka słów!... Dzisiaj z kolei, przez 15 minut tłumaczyłem bez problemu przez telefon (komórka - Nokia 5230), dlaczego wydruki końcowe pewnych raportów są prawidłowe. Tak jakby implant spowodował ogólnie lepsze ROZUMIENIE MOWY przez aparat. Szkoda, że Anna nie może mi tego potwierdzić…

27 lutego 2014
Wczoraj wieczorem bawiłem się trochę z tym łącznikiem, który zepnie procesor z okularami. Wykorzystałem elementy ze starego aparatu słuchowego. Myślę, że w przyszłym tygodniu skończę. Pozostała mi najtrudniejsza operacja – nawiercenia i nagwintowania otworu w rożku (mam zapasowy). Muszę użyć wiertarki elektrycznej z regulacją obrotów – i wiercić z bardzo niskimi by wiercenie nie spowodowało wytopienia (duża temperatura) otworu.

28 lutego 2014
Dotarła do mnie z Kajetan przesyłka z płytami – nowe ćwiczenia z dźwiękami. Płyty dobre jakościowo zostały nagrane jako ścieżka CD, tzn. można je odtwarzać tylko z odtwarzacza CD. Ciekawe, na płytach powtarzają się niektóre dźwięki, również z tych pierwszych 36-ciu. Muszę zapytać Annę wg jakiego klucza są dobierane. Dźwięki 2 mam ćwiczyć do 24 marca – 25-tego mam zmianę oprogramowania. Dźwięki 3 po powrocie z Kajetan. Ale ciągle mam wracać do wcześniejszych…

Dzisiaj w pracy zwróciłem uwagę na różny sposób odbierania przez oba ucha dźwięków: kolega lubi czasem pogwizdywać sobie w czasie pracy. Do tej pory słyszałem to, ale tak „falami” (głośniej - ciszej). Dzisiaj rozróżniłem czysty dźwięk gwizdania w implancie – nie ćwierkanie tylko wysoki ton. Ucho z aparatem słyszało co innego. Ciekawe odczucie….

Wracając z pracy, po drodze zatankowałem. I właśnie na stacji benzynowej wyładowała mi się bateria w aparacie. Nie chciało mi się wymieniać na nową – w końcu mam implant. W odróżnieniu od sytuacji w Kajetanach, nie było już takie przykre „słyszenie” przez sam implant – dźwięki odczuwałem tylko jako wyższe.
4 marca 2014
U mnie przeróbka rożka na uchwyt okularowy stanęła z powodu braku odpowiedniego narzędzia – gwintownika. Nie będę przecież kupował za 30 złotych coś co posłuży mi tylko do wykonania jednego otworu… Wykonałem jeden telefon do właściwej, jak się okazało osoby – Mariana „od komputerów” - i już w czwartek będę mógł kontynuować pracę.

Dzisiaj przeżyłem takie jakby olśnienie: zmieniam o 15-tej, tuż przed wyjściem z pracy akumulator w procesorze. Chłopaki jeszcze w tym czasie dogadują. Słyszę ich wyraźnie. Ściągam procesor… i dołuję! Różnica jest kolosalna. Świat z implantem to jednak zupełnie INNY świat. Przypomniał mi się niedzielny spacer. Przechodziłem celowo koło lotniska. Jest to lotnisko sportowe Aeroklubu Bielsko-Bialskiego. Akurat startowali śmigłowcem i lądowali później na spadochronach żołnierze bielskiej jednostki. Warkot śmigłowca: cichy, narastający… Wokół lotniska znajdują się ścieżki spacerowa i rowerowa, na której jeżdżą również rolkarze. Zaraz skojarzyłem dźwięk z ćwiczeń. Słyszałem nawet wyraźnie dźwięk zmienianej przerzutki w rowerach… Ale najbardziej „dokuczliwym” doznaniem był nieustanny śpiew, a właściwie dla mnie „ćwierk” ptaków. Oczywiście nie rozróżniałem śpiewu, ale ten „ćwierk” towarzyszył mi cały czas. Cieszę się, że podjąłem decyzję o wszczepieniu implantu i dziękuję po raz kolejny Tym wszystkim, którzy się do tego przyczynili, i którzy, tak jak przede wszystkim Klaudia, są ze mną!...

7 marca 2014
Dźwięki otrzymane po drugiej rehabilitacji, chociaż w charakterze podobne, różnią się zawartością w porównaniu od tych dźwięków otoczenia, które już mam. Jest więcej dźwięków o wysokiej częstotliwości i ich zrozumienie, a potem rozróżnienie sprawia mi spory kłopot. Ale ma to swój sens – po trzykrotnym ich odsłuchaniu zacząłem „słyszeć” pisk sprzężeniowy wyjmowanego z ucha aparatu słuchowego. Jak Wiesz jest to wewnątrz uszny, nowej generacji – bez wyłącznika i potencjometru. Jest nastawiony na stałe na określony poziom głośności, inicjuje się po włożeniu baterii i w związku z tym posiada funkcję anulowania sprzężenia gdy aparat znajduje się poza uchem. Jedynie w momencie wyjmowania z ucha cichutko popiskuje. Tego dźwięku „doszukiwałem” się w reakcjach osób będących w pobliżu. Ostatnio, będąc z Anną pytam: piszczy? Ona kiwa głową, że tak. Ja ze smutną miną: że nie… Teraz już mogę powiedzieć, że słyszę! Oczywiście oprogramowanie procesora jest to samo.

Muszę sobie poradzić z:
- natłokiem nowo słyszanych i rozpoznawanych dźwięków – gwar rozmów, hałas uliczny, śpiew ptaków. Od tego nie da się już uciec!... Te dźwięki osaczają powodując rozdrażnienie i pewną nerwowość w zachowaniu. Oczywiście, trzeba pamiętać o mojej długoletniej „nieobecności” w świecie dźwięków… - euforią, tak, nie waham się użyć tego słowa: każdego niemal dnia „odczuwam” i odkrywam coś nowego w słyszeniu i świadomość tego zauważalnego postępu powoduje radosne podniecenie…

10 marca 2014
Ja cieszę się każdym nowo usłyszanym dźwiękiem; wracałem piechotą od Mariana i w pewnym momencie usłyszałem – w hałasie ulicznym – piękny śpiew ptaka… Jak dziecko się śmiałem rozglądając się wokół w poszukiwaniu: skąd dochodzi…

12 marca 2014
Ćwiczyłem intensywnie dźwięki otoczenia. Chyba ogólne wzruszenie spowodowało, że przy śpiewie ptaków prawie zapłakałem z radości… Oprócz typowego ćwierkania rozróżniłem „trele”. Coś pięknego!...

12 marca 2014
Dzisiaj wieczorem założyłem po raz pierwszy wymyślony prze z siebie i wykonany przy pomocy Mariana – On ma narzędzia – „uchwyt okularowy”. Noszę go cały czas i już odczuwam jego stabilność i pewność mocowania. Wykonałem go w dwóch wersjach – z łącznikiem elastycznym wykonanym z polipropylenu oraz sztywnym z mosiądzu. Do czasu wizyty w Kajetanach tj. 25 marca będę używał tylko elastycznego – na próbę. Łącznik elastyczny łatwo ściąga się z oprawek – np. do suszenia na noc – mosiężny wymaga zaciśnięcia stałego na oprawkach i wykręcania. Wszystko razy 2, bo używam zamiennie dwóch par okularów

15 marca 2014
Zastosowałem łącznik mosiężny w drugich okularach, ponieważ rdzeń oprawek - drut – ujawnił się po przycięciu dokładnie taki jak się spodziewałem i wystarczyło go (łącznik) wsunąć.


Kolega zrobił mi również zdjęcie w toczku. Widać, że procesor przylega do głowy, a cewka wchodzi w wycięcie wykonane w toczku – drugie zdjęcie to pokazuje. Zauważ, że łącznika nie widać pod włosami… Jak będziesz chciała, to coś opublikuj. Może kogoś zainteresuje?

18 marca 2014
Ja niemal każdego dnia stwierdzam postęp w rozumieniu co inni mówią. Działają na mnie w pracy nieustannie bodźce: gwar rozmów, radio w biurze i samochodzie, przykre dźwięki na produkcji. Staram się codziennie ćwiczyć dźwięki otoczenia, właśnie za chwilę będę ich słuchał. Rozróżniam prawie wszystkie, trochę na pamięć, ale to chyba też na tym trochę polega – utrwalić sobie konkretny dźwięk w powiązaniu z zapamiętaną sytuacją.

22 marca 2014
K. poszła na basen – traktuje to jako odpowiednik mojej jazdy konnej. Ja nie przepadam za basenem – lubię pływać, ale nie lubię NIE SŁYSZEĆ! Rozumiesz – prawda? Jazda konna wypadła lepiej niż się spodziewałem – jeździła nas trójka, ja w środku. Miałem możliwość konfrontowania tego co słyszę i rozumiem z komend trenera, a tym co wykonuje Julia jadąca przede mną. Rezultat: całkiem, całkiem – rozumiałem dobrze prawie wszystko, co wpływało korzystnie na spokojne wykonywanie ćwiczeń.

Codziennie zmagam się z nowymi dźwiękami, które odczuwam jako TAKIE SAME, ale już wiem, że się różnią. Większość z nich odbieram jako „ćwierkanie”, ale wiążą się z zupełnie odmiennymi bodźcami: dzisiaj np. na ujeżdżalni zapytałem Tomka – trenera: czy dźwięki, które aktualnie słyszymy to śpiew ptaków – mają one gniazda na belkach dachu hali. Tomek mówi: nie, to piszczą drzwi, niewidoczne dla mnie, odległe o ok. 30 m, od boksu konia… Takich sytuacji jest więcej – czuję, że coś się dzieje, a ja nie potrafię zlokalizować i określić źródła dźwięku… I tu przydaje się ten spokój, optymizm i nadzieja….

25 marca 2014
Miałem bardzo intensywny i napięty program. Efektem były zmiany programów – mam w tej chwili tylko 3 – ostatni stary oraz dwa nowe. Pierwszy z nowych mam używać do końca maja, a drugi do sierpnia tj. do kolejnej wizyty. Programowanie było poprzedzone badaniami: Pierwsze polegało na rozumieniu wypowiadanych z głośników słów o natężeniu 70 decybeli. Ten test, zdecydowanie dla mnie za cichy – wg mnie – oblałem: na 20 słów odgadłem 2 (10%). Wg badającej, nie jest tak źle, a to badanie jest punktem odniesienia dla mnie jako konkretnego pacjenta. Od tego momentu będzie oceniana progresja. Drugie badanie dotyczyło rozróżniania dźwięków i ich głośności. Tu z kolei wyniki są bardzo dobre – rozróżniłem wszystkie dźwięki i prawidłowo oceniałem ich natężenie.

Przy programowaniu zapytałem o tzw. programy tematyczne, o których pisała Klaudia. MED - EL nie stosuje czegoś takiego. Opisałem to wcześniej na blogu w komentarzu. Ponieważ zbyt mało wiem, więc nie chcę się wymądrzać, ale im - programistom -chyba rzeczywiście chodzi o uzyskanie naturalności, zarówno przy odbiorze dźwięków, jak rozumienia mowy. Otóż oni będą chcieli uzyskać podobne efekty indywidualizując programy dla mnie. Nie wiem, czy pod wpływem moich sugestii udało się – tym razem A. – „stworzyć” dla mnie program, gdzie przy znacznie większej głośności – szału dostawałem siedząc w poczekalni koło dziewczynki, która jadła chipsy i szeleściła opakowaniem – jazda samochodem stała się całkiem przyjemna. No ale tak jest przecież w naturze i do tego dążymy.

Na każdym kroku reklamowałem Klaudię i jej blog: Implantowana. Może trochę na wyrost, dla zachęty, twierdziłem że są tam również moje komentarze. Anna od rehabilitacji już wie – Klaudia, tak? I to właśnie Anna wyrwała mnie z nastroju trochę przygnębienia – po tym teście rozumienia mowy. Z właściwym Sobie humorem i uśmiechem stwierdziła, że w tym Jej głowa, aby progresja rozumienia była znacząca… No cóż – z taką obstawą jak Ty i Ona może być tylko dobrze, prawda?

Mój procesor połączony z okularami robił w Kajetanach furorę. Gdzie tylko się znajdowałem musiałem pokazywać i objaśniać. W serwisie MED -EL-a zaproponowano mi, chyba oczywiście żartem, bym go opatentował!... Nigdy jeszcze, ponoć, procesor implantu nie był w taki sposób mocowany. Proste, pewne, skuteczne. Mam przesłać do serwisu MED -EL-a zdjęcia…


Widziałem też dziewczynę z procesorem RONDO. Na gładko uczesanych i upiętych ciemnych włosach – wychodziła z gabinetu – miała coś w rodzaju dużego kremowego „klipsa”. Dopiero po chwili „zajarzyłem” i to tylko dzięki temu, że miałem go kiedyś w ręce. Dzisiaj w tym serwisie nawet mi go założyli – ma cieniutką żyłkę z maleńkimi szczypczykami da przychwycenia włosów – odpadnie – to poczujesz „cudzenie”. Jest dość ciężki i to bez baterii… To jest niby propozycja MED -EL-a dla osób noszących okulary, ale nie dla dzieci!

Acha, byłbym zapomniał: w ramach ćwiczeń, niezależnie od Anny, w Zakładzie Implantów zasugerowano mi słuchanie bajek, ewentualnie innych tekstów z Audiobooków. Wiem, że polecana metoda jest dobra – mój zięć Tomek, po przyjeździe do Holandii nauczył się komunikatywnego angielskiego z bajek… Klaudia poleciła Wolne Lektury, ponieważ ta strona jest legalna i bezpłatna, sporo jest tam lektur i książek, a także kilkadziesiąt audiobooków .


26 marca 2014
Kolejny temat, to ten nieszczęsny test… Osoba, która mówiła z głośników, to ta sama, która oceniała – twierdzi, że mówi do mnie z taką samą głośnością, która płynie z głośników. Nie mam powodów, by Jej nie wierzyć. Po prostu z głośników wydobywa się zlepek zupełnie przypadkowych słów, natomiast rozmowa to zupełnie co innego – ta nasza „słynna” domyślność! I tu momentalnie przypomina mi się dyskusja na temat nauki języków obcych. Powtarzam: komunikatywny angielski jest możliwy tylko wtedy – gdy ten test przejdziemy z wynikiem co najmniej 80%. Oczywiście – progresja z poziomu 10% jest łatwiejsza, zdaję sobie z tego sprawę…

Przy okazji tego sprawdzianu dano mi do zrozumienia, że jestem w najbardziej „przykrym” etapie współżycia z implantem – nazywają ten etap DEZINFORMACJĄ. Chodzi o to, że nie ma już ciszy, jest natomiast natłok dźwięków, które ja odbieram jako jednakowe – np. śpiew ptaków tożsamy z piszczeniem drzwi – takie wszystkie podobnie brzmiące. Nie wiem skąd do mnie docierają i co oznaczają. Jest więcej takich podobieństw: szelest rozprostowywanej folii koszulki brzmi tak samo jak dźwięk wkładanej do niej kartki papieru – tu przynajmniej wiem CO!, bo sam wkładam…

Następne badanie – audiometryczne – wykazało, że w prawym uchu – tym implantowanym – „odzyskałem” trochę słuchu. Już w trakcie badania to czułem – wydruk to potwierdził. Wprawdzie dla dr A. P. to jest tak jakby nic, no ale zawsze… Widać, że metoda Prof. Skarżyńskiego wkładania elektrod, u mnie też się choć trochę potwierdziła…

A propos elektrod - w trakcie ustawiania programów, przy 12-tej elektrodzie wystąpił dziwny efekt: oprócz dźwięków (to są najwyższe częstotliwości) poczułem również jakby „uderzenie” – znasz to uczucie objawiające się przy zbyt dużej głośności?. Oznacza to, że elektroda nr 12 nie dotyka prawidłowo końcem w ślimaku. Taką elektrodę wyłącza się i jej rolę przejmuje np. 11-ta. Dla porównania A. włączała na przemian 11 i 12 – słyszałem to samo, ale w 11 bez tego „uderzenia”. Dlatego jest ich wiele, by mogły między innymi przejmować swoje zadania.

Zajrzałem na stronę Wolne Lektury – wystarczy, aż nadto. Wypowiem się szerzej, wkrótce, jak trochę odsłucham.

Tak na marginesie, sam sobie jestem trochę winny kiepskiemu wynikowi testu na rozumienie mowy. O ile ćwiczę dźwięki, to olałem odsłuchiwanie słów – powód: „znudzone zniecierpliwienie” K. Muszę coś z tym zrobić – Anna mi nie daruje nieróbstwa…

29 marca 2014
A ponieważ wróciłem z Kajetan zdeterminowany – pozytywnie nastawiony przez Annę (trochę przypadkowe, nie przewidziane terminowo spotkanie) – postanowiłem jeszcze intensywniej wziąć się do roboty! Ponieważ chwile są ulotne i zapomnimy jak było, piszę swoje wrażenia na gorąco – po ostatniej zmianie programu czuję kompletną DEZINFORMACJĘ. Natłok dźwięków diabli wiedzą jakich i licho wie skąd, a w dodatku, jak mówi A.: z jednego wora. Wszystkie podobne, w dodatku szeleszczące, świszczące i ćwierkające.

Nie skarżę się, broń Boże, tylko zaciskam zęby i ćwiczę: codziennie 1,5 godziny. Najpierw słuchanie słów (czytają mi je wyrywkowo, bym nie „zgadywał”, potem dźwięki na przemian z obu płyt (dźwięki z drugiej płyty(3) wydają mi się łatwiejsze i przyjemniejsze w odbiorze) i na koniec słuchanie audiobooków ok. 30 minut). Głos żeński rozumiem kiepsko, kiedy czyta lektor ok 30-40%. Wczoraj słuchałem – czytał Wiktor Korzeniewski, jego głos najlepiej rozumiem – „Córka Ewy” Balzaka. I tu niespodzianka dla mnie – rozumiałem 70-80%. Tak więc motywacja jest.

Powiem wprost – nie wyobrażam sobie noszenia procesora bez tego mojego mocowania, zapominam o nim w codziennym użytkowaniu i gdyby jeszcze nie te szelesty i świsty byłoby całkiem, całkiem… Zacząłem słyszeć tykający zegar elektroniczny zawieszony na ścianie w biurze. Jak pracujemy w skupieniu i ciszy jest to trochę denerwujące…

30 marca 2014
W sobotni wieczór postanowiłem odświeżyć znajomość z „Panem Tadeuszem”. Wiele do słuchania, słownictwo i melodyka wiersza te same – będzie można porównywać progresję rozumienia. Czyta Wiktor Korzeniewski. Wrażenia: to co znam – Inwokację pamiętam do dziś – rozumiem wszystko. I tu dygresja – testy na rozumienie mowy, polegające na powtarzaniu usłyszanych, powszechnie używanych słów obarczone są błędem „domyślności”. Im większy zasób słów u badanego tym błąd większy. Ja sam nie jestem pewny, czy te dwa słowa w teście zrozumiałem ze słyszenia czy z „domysłu”…

Później było już tylko gorzej – rozumiałem pojedyncze słowa, były wersy z których nie rozumiałem nic, tylko kończący świst i „ćwierk”. Ale były też zdania całkowicie zrozumiałe. Napiszę wprost: wsłuchiwanie się w skupieniu – inaczej nie ma sensu – przez ok. 25 minut (pół księgi) w wylewające się z głośników słowa, z których rozumie się co najwyżej 25%, to katowanie się. Ta bezsilność – chcesz zrozumieć, a nie jesteś w stanie – dobija! Pozostaje determinacja, wiara w sens tego co się robi i przede wszystkim zaufanie do Dziewczyn z Kajetan: że „Wiedzą co Czynią”!

31 marca 2014
Mógłbym mnożyć przykłady na ciągle nowe odsłuchy dźwięków – podam dwa: syk gazu oraz dźwięk minutnika, który tym razem zabrzmiał co najmniej jak gong!

Ja już wiem, że warto to wszystko robić. Codziennie widzę – subiektywnie – postęp. To też ma znaczenie, to co sami o sobie – dobrze – myślimy. I w takich sytuacjach w jakich ja się obecnie znajduję – mam do tego prawo. Testy, które źle wypadły mobilizują mnie tylko do większego wysiłku. Mam wskazówki i wiem co mam robić. Nic, tylko chcieć i działać! Zrozumieć słowa mówione! To w tej chwili najważniejsze, W odróżnieniu od np.. młodziutkiej Klaudii, ja nie mam zbyt wiele czasu, by czekać na efekty!
1 kwietnia 2014
Wczoraj „katowałem” się drugą częścią 1-szej księgi Pana Tadeusza. Muszę przyznać, że nie było to już takie przykre! Rozumiałem więcej i to dawało pozytywne odczucia. Pytanie, dlaczego rozumiałem więcej:
- przyzwyczaiłem się do głosu lektora
- moja wyobraźnia literacka, dość spora jak na inżyniera, „otwarła” się na poezję i specyficzne słownictwo wiersza.

Ciągle nurtuje mnie problem – czy ja już rozumiem czy tylko się domyślam. Subiektywnie, w potocznym, codziennym życiu nie ma to większego znaczenia, ale ja stawiam na „czystość i jasność” w tej materii.

I wtedy otrzymuję wskazówki od Anny, jak postępować z nowymi tekstami: „Cieszę się, że Pan intensywnie ćwiczy, gdyż to zaprocentuje. Zmodyfikowałabym lekko na tym etapie rehabilitacji ćwiczenia z audiobooków. Chciałabym, żeby miał Pan na początek tekst do czytanej książki i ćwiczył po fragmencie np. pierwszy rozdział i pierwsza strona- śledzi Pan na początek tekst, który czyta lektor. Za chwilę znów i znów, tak samo, kilka razy. Za kolejnym razem odkłada Pan tekst i słucha lektora, który czyta ten fragment i kolejny raz.

Rady odnośnie czytania audiobooków są trafne – „wyryjmy” sobie w mózgu najpierw obraz (słowo), a potem dopasujmy do niego dźwięk. To rzeczywiście działa!

1 kwietnia 2014
Pewnie dostanę reprymendę za tego „Pana Tadeusza”. Wprawdzie, jak pisałem, jest coraz bardziej zrozumiale, ale metodą mniejszych kroczków byłby zapewne lepszy, pewniejszy rezultat. No i uzyskany mniejszym kosztem. Chociaż, powiem, że jestem mile zaskoczony szybkim adaptowaniem się do nowego oprogramowania. Coraz mniej „ćwierka” , a pojawiło się wiele nowych, zrozumiałych dźwięków. Np. jest ciepło więc otwieramy okna – w implancie hałas przejeżdżających pojazdów jest inny: znacznie głośniejszy niż w aparacie, w dodatku tą swoją innością stale absorbuje…

Ty kojarzysz dźwięki rolek, a ja za każdym wyjściem na dwór szukam śpiewających ptaków. Jeszcze ich śpiew mylę czasem z innymi dźwiękami, ale jest coraz lepiej. Pięknie!

2 kwietnia 2014
Skończyłem wcześniej niż zwykle, bo wychodziłem na kazania rekolekcyjne w naszej parafii. Trochę z potrzeby, trochę z chrześcijańskiego obowiązku, trochę z ciekawości i trochę dla… ćwiczeń(?). Ale było raczej kiepsko: Ksiądz ruszał ustami jak ryba, a mówił jak brzuchomówca – nie muszę Ci tłumaczyć co to znaczy: ani po ustach, ani po dźwiękach. W sumie pojedyncze zdania. Nawet dość ciekawie, z pomocą rekwizytów i z obrazami rzucanymi na ścianę z rzutników.

W pracy chłopaki robią mi różne żartobliwe psikusy: a to mieszają mi nad uchem głośno łyżeczką w mleku, które słodzą przed spienieniem w ekspresie, a to dopytują się czy rozróżniam kierunek mieszania – Wiesz, jest różnica – a to dopytują się czy słyszę dźwięk przesypywanego cukru (nie). W samochodzie mam specjalnie cicho ustawione radio, ten nowy program zapewnia dość cichy warkot silnika i ogólne szumy – nie wiem jak będzie na autostradzie – co umożliwia odsłuchiwanie radia praktycznie tylko w implancie. Przed chwilą zadzwonił w kuchni minutnik, że ugotowały się ziemniaki. Jaka to przyjemność – dla innych rzecz oczywista – że słychać go głośno i wyraźnie. To wszystko ma sens – po tygodniu od zmiany oprogramowania słyszę w implancie mowę przypominającą wprawdzie taką jaka wydobywa się z tuby nagłaśniającej, ale rozróżniam całe słowa! W aparacie to jest „bebłanie” na tle implantu. Pewnie, że przyjemniejsze w odbiorze – jeszcze – ale co z tego kiedy nie zrozumiałe. Będę się starał pisać na bieżąco tego typu uwagi, bo stanowią dowód progresji, a jednocześnie obrazują jakby łańcuch skutkowo-przyczynowy.

3 kwietnia 2014
Z kolei dźwięki – dziś wypadło na 2, tj. tą, która zaczyna się szczekającym psem. Słuchanie tych dźwięków to po zmianie programów czysta przyjemność – głośno (cały czas mam ustawioną taką samą), wyraźnie, z minimalnym ćwierkaniem. Zdecydowanie prawidłowo rozróżniam co najmniej 30.

W tej chwili, pisząc do Ciebie cały czas słucham trzeciej Księgi Pana Tadeusza. Postanowiłem mieć te dźwięki mówione w tle. Wiesz, ja mam niezłą podzielność uwagi i w efekcie doświadczam ciekawych rezultatów: Skupiony na pisaniu, od czasu do czasu rozumiem co mówi lektor. Tym czego nie rozumiem nie przejmuję się, no bo przecież „piszę do Ciebie”… Tak więc znika to deprymujące uczucie niezrozumienia. Fakt, że słucham bez skupienia, ale dźwięki się „wgryzają” – implant musi je przyjąć i przekazać dalej!

Pewnie Cię zaskoczę, ale chcę spróbować ćwiczyć przez co najmniej 15 minut codziennie z mówionym angielskim. Wiesz, że nie znam go kompletnie – żadnych zasad i znajomości poprawnej wymowy. Wymyśliłem, że będę śledził tekst, jednocześnie słuchając lektora tak jak zaleca Anna. Ale tu już nie będzie żadnej domyślności – czyste słuchanie czegoś nieznanego.

4 kwietnia 2014
„Bebłanie” aparatu – odczuwalne TYLKO w porównaniu z implantem, polega na ograniczonym (do niskich częstotliwości) przenoszeniu dźwięków. To jakby podkład basowy w np. gitarze. Implant przenosi już dużo więcej górnego pasma. I o ile w odbiorze „dźwięcznych” dźwięków, typu muzyka, to nie przeszkadza, a nawet sprzyja głębi w odbiorze, to w czasie słuchania – w skupieniu – mowy „przeszkadza” implantowi. Przekonałem się o tym w środę, gdy również wybrałem się na kazanie rekolekcyjne. Przyznaję uczciwie, że najbardziej z ciekawości. Piszę, bo to było ciekawe doświadczenie, nawet dobrze, że wywołałaś ten temat. Otóż stanąłem sobie z tyłu, możliwie daleko by „rybie usta” kaznodziei nie wprowadzały w błąd mojego wsłuchiwania się. Rozumiałem zdecydowanie więcej niż we wtorek, przy mniejszym skupieniu. To wtedy odniosłem wrażenie, że słucham głosu wzmacnianego przez tubę. I zauważyłem, że „słucham” bardziej implantem. Olewałem słyszenie aparatem, bo czegoś mi brakowało. No tych wyższych dźwięków, po prostu. Były nawet momenty, że aparat chciałem nawet wyjąć z ucha (jego nie można wyłączyć).

Pisałem o dźwięku, który zawsze już chciałbym wyraźnie słyszeć – chodzi o minutnik. Mnie zdarzyło się zostawić odkręcony kran w toalecie po umyciu rąk – pewnie „spieszyłem się do Ciebie” i zatrzasnąłem drzwi. Woda lała się przez około 20 minut…. Niestety w sytuacjach bez Naszych urządzeń wspomagających jesteśmy zdani na NAWYKI I ODRUCHY, w ostateczności na pamięć, ale ona bywa zawodna.

7 kwietnia 2014
Cześć! Chociaż parę zdań ale zawsze… Dzisiaj wróciła do nas do biura, z wychowawczego – Ola. Zajmuje się w firmie zakupami – on –line oczywiście – różnymi wyrobami potrzebnymi do produkcji, przede wszystkim rurami i prętami na sprzedaż i do produkcji siłowników.

W pewnym momencie podeszła do mnie i z uśmiechem zapytała kto to jest ta dziewczyna na pulpicie. Odpowiedziałem, że koleżanka „po fachu”. Na to jeden z kolegów, Marcin, lubiany przez wszystkich dowcipniś zapytał: a co też rysuje siłowniki? Odpowiedziałem poważnie: nie, ale czasem dyskutujemy o Kołakowskim…

Po jakimś czasie poszedłem do Oli z telefonem, pokazałem tapetę z Twoim zdjęciem i wszystko spokojnie Jej opowiedziałem: jak się poznaliśmy, co nas łączy, że się wspomagamy wzajemnie. Mówiłem Jej o Tobie jako inteligentnej, oczytanej, mądrej Dziewczynie, z którą korespondować to sama przyjemność. Kiwała ze zrozumieniem głową, pytała jak się czuję z implantem. Ola jest w porządku, zresztą inni też.

Oni mi Ciebie trochę zazdroszczą. Tłumaczę Im czasem, jak wielką dla Nas wartością jest fakt, że „Mamy Siebie” od jakiegoś czasu, nie nudzimy się Sobą, zawsze coś ciekawego zdarzy się do opisania i wyjaśnienia…

Piszę to w towarzystwie „Pana Tadeusza” – czytanych fragmentów Drugiej Księgi, które za chwilę będę przerabiać metodą Anny. Powiem krótko: zdaje egzamin. Przy okazji chcę Ci przesłać zdjęcie mojego „studia odsłuchowego”. Zrobiłem go w trakcie słuchania dźwięków (3) ze stacjonarnego komputera. Na ekranie monitora widać odtwarzaną listę, naprzeciwko aktywne głośniki.

W trakcie ćwiczeń z „Panem Tadeuszem” na monitorze stacjonarnym wyświetla się ścieżka dźwiękowa a ja w Tym samym czasie patrzę na ekran laptopa – poznajesz Tą Dziewczynę? – gdzie wyświetla się aktualnie mówiony tekst. Tak jest łatwiej: na ścieżce odznaczam czas – 3 minuty – i wracam. Tak 5 razy. Za 6-tym razem tylko słucham – rozumiem wszystko (prawie). Za tydzień mam zamiar skrócić „słuchanio-czytanie” do 4-ech razy.

Jak skończę tę zabawę odsłuchuję już tylko na laptopie – też widać podłączone inne głośniki – zazwyczaj cztery bajki angielskie, a potem tekst – wszystko dzięki Twoim linkom. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ja mam słuch muzyczny i z przyjemnością wsłuchuję się w akcent angielski…


9 kwietnia 2014
Mnie bardzo rzadko boli głowa, natomiast odkąd tak intensywnie ćwiczę – wczoraj prawie 3 godziny – odczuwam ból oczu i znużenie. Za chwilę znów zacznę. Najpierw, jak zwykle dźwięki (3), potem angielskie teksty. Wiesz, udaje mi się już „złapać” tekst w dowolnym miejscu z odsłuchu lektora. Potem „Pan Tadeusz” – dzisiaj skończę Drugą księgę. Zmniejszyłem ilość czytań z lektorem do 4-ech. Ale ponieważ jedno czytanie to 10 minut – całość trwa 50 minut (ostatnie słuchanie bez czytania). Rozumiem prawie wszystko. To się przekłada na lepsze słyszenie…

Patrzę czasem na ten mój procesor i myślę sobie – tyle dobrych wrażeń słuchowych już mi zapewniłeś, a przecież to jeszcze nie koniec.

15 kwietnia 2014
5 maja mam w Kajetanach spotkanie w ramach rehabilitacji. Tam dostanę kolejne ćwiczenia i wskazówki tyczące dalszego postępowania. Zapytam o język angielski – co sugerują, od czego zacząć… W tej chwili skupiam się na słuchaniu z jednoczesnym śledzeniem tekstu – Angielski na mp3. Jest czytany przez kobietę – a ja mam ćwiczyć różne głosy. Głos kobiecy zawiera wyższe częstotliwości, które ja odbieram jako świszczące i ćwierkające.

Język polski ćwiczę odsłuchując „Pana Tadeusza” – metodą: 5 minut słuchania ze śledzeniem tekstu, trzykrotnie. Za czwartym razem samo słuchanie – rozumiem 95%. Rozumiesz już zasadę? W moim wypadku duża rolę odgrywa oczytanie – ja wręcz pożerałem książki – i w rozumieniu pomaga mi domyślność. Tego w moim angielskim nie ma. Celowo skupiam się na słuchaniu dźwięków – rozumienie tekstu na tą chwilę jest dla mnie nie istotne. Oczywiście udaje mi się trafić na słowa i frazy zrozumiałe – potrafię domyślić się kontekstu.

20 kwietnia 2014
Bruksela, Wielkanoc… 10-tej uroczysta Msza Święta odprawiana w języku polskim, w tym samym kościele co sobotnie święcenie. Piszę też o tym dlatego, by określić wrażenia słuchowe… Otóż rozumiałem bardzo dużo, szczególnie z kazania wygłoszonego przez dominikanina- diakona cichym wręcz głosem. Oczywiście dużo wspomagało rozumienie patrzeniem na usta mówiącego, ale cały czas „implant” górował. Tak więc samopoczucie, które w chwili obecnej uzależnione jest od odsłuchu – to się przekłada na okoliczności zdarzeń i sytuacji – jest ciągle na dobrym, stałym poziomie.
24 maja 2014
5 maja o godz. 10-tej miałem spotkanie z Anną w Kajetanach… Dostałem nowe ćwiczenia w postaci 15-tu list, każda po 10 zdań do powtarzania. Ktoś powinien mi to czytać.. Zdeterminowany sam nagrałem siebie odczytującego te zdania i przesłałem Annie do akceptacji plus wcześniejsze teksty z Treningu słuchowego – w tym liczby. Odpisała krótko: "proszę tego słuchać". Moje nagranie jest wolne, wyraźne i z niezłą dykcją. Zauważyła to i po 2-ch tygodniach przysłała mi płytę „profesjonalną”, nagraną szybciej, bardziej potocznie, czasami masz wrażenie, że lektor połyka słowa, z adnotacją: „proszę sprawdzać się teraz na tym”…

I tak zaczęła się moja prawdziwa rehabilitacja… Próbowałem kilkakrotnie, nie jestem zbyt zadowolony z efektu, ale starałem się… W każdym razie ja rozumiem siebie. Odtwarzam przez dodatkowe kolumny ze wzmacniaczem – z samego laptopa dźwięki są słyszalne (dla mnie) przy ponad 50 (ok. 60).

Odsłuchiwałem każde zdanie z każdej listy tak długo, aż rozumiałem wszystko – oczywiście bez patrzenia na tekst. W praktyce było to 5 razy na każdą listę… Oczywiście, chodziło czasem tylko o jedno niezrozumiałe słowo, ja jednak słuchałem uparcie wszystkiego – do skutku. Aż go zrozumiałem – lub domyśliłem się…

A tak wyglądają moje codzienne ćwiczenia z zegarkiem w ręku:
- 15 minut zajmuje mi odsłuchiwanie słów z Treningu słuchowego, w tym 200 liczb – bezbłędnie!
- 36 minut odtwarzanie dźwięków z list nr 2 lub 3, każdy dźwięk powtarzany przez minutę – bezbłędnie!
- 70 minut słuchanie zdań z Testów… 15 list x 10 zdań x 5 razy każda lista = 750 zdań wysłuchanych! Ciekawe jest to, że rozumiem dobrze co najmniej 145 zdań za pierwszym razem. Za trzecim – już bezbłędnie! Domyślasz się, że nie sięgam do tekstów.

Po skończeniu odsłuchiwania zdań biorę się za audiobook: „Córa Albionu” Czechowa – 2 x 10 minut z podglądem na tekst + 10 minut samego słuchania. Tekst raczej przygnębiający, w odsłuchu miałem problemy z nietypowymi, a w tym tekście częstymi – inwektywami… Muszę zmienić autora… I zmieniłem – obecnie odsłuchuję kolejne rozdziały w „Pustyni i puszczy” – lubię język Sienkiewicza…

Wyjaśniam od razu dlaczego powtarzam 5 x każde zdanie z każdej listy:
- poważnie traktuję zalecenie Anny: PROSZĘ POWTARZAĆ
- za pierwszym razem rozumienie jest, ale NIEPEWNE
- z każdym kolejnym odsłuchem poprawia się zrozumienie
- piąty, a czasem nawet szósty raz – to już jest RADOŚĆ i UŚMIECH – ten najlepszy, bo wewnętrzny... Tak, ja potrafię cieszyć się, że rozumiem słowa i dla tej chwili – robię to wszystko!
- 20 minut słuchania opowiadania w j. angielskim, ze śledzeniem tekstu…

Obecnie, zamiast angielskiego, odsłuchuję słowa jednosylabowe, które znajdowały się na płycie Anny z zaleceniem: „JESZCZE NIE TERAZ”. Oczywiście nie posłuchałem…

Reasumując: Ćwiczę, codziennie przez co najmniej 3 godziny. Ponieważ jest piękna pogoda – robię przerwę na 1,5-ra godzinny spacer. To też jest odsłuchiwanie dźwięków – z natury… Odsłuchuję codziennie – oczywiście tylko przez implant – ok. 1000 zdań, w tym co najmniej 100 nowych – z audiobooku. Plus oczywiście słowa i liczby z Treningu. Dźwięki – specjalnie je wyciszam, bo doskonale je rozróżniam, są dla mnie nagrodą. Zamiast angielskiego odsłuchuję Listy słów jednosylabowych. Jednak nie jest tak tragicznie jak wydawało mi się za pierwszym razem. Za drugim razem – było już lepiej. Jest tam między innymi słowo: sens… I niech ten SENS będzie pointą tego wszystkiego co robię. Nie znam tekstu tych słów – i nie chcę znać – uważam, że po to tak pracuję, by rozróżniać samodzielnie chociaż POLSKIE słowa. Trochę jest to takie „katowanie się”, ale jeżeli słów zrozumiałych będzie przybywać – to warto!

Jak widzisz, ja się nie lenię – pracuję i ćwiczę po 11 godzin dziennie… Zawziąłem się, ale prawdą jest też, że robię to z ochotą – zaufałem Annie…

Całe szczęście, że ćwiczenia to głównie słuchanie, a nie patrzenie na monitor, inaczej kompletnie wysiadły by mi oczy…

26 maja 2014
Zastanawiałaś się skąd we mnie tyle determinacji i motywacji do ćwiczeń. Zrobię Ci mały wykładzik, dobrze? Jak zapewne Wiesz, najlepsze rezultaty w osiąganiu celów daje system nagród i kar. No dobrze, NAGRODĄ jest zadowolenie Anny: Pochwała z Jej ust, uśmiech, możliwość kontaktu – tego mailowego, również, i WSPÓŁPRACA - na spotkaniach! Jest to całkiem miłe i jak widać daje bardzo dobre efekty! No i moja niewątpliwa satysfakcja z wyników… Trochę tego jest!

Ale jaka może być kara? Owszem, może mnie zawstydzić, a mnie będzie przykro. Choćby tak jak 5-tego maja, gdy usprawiedliwiałem się z nie do końca przećwiczonych słów z Treningu. Po prostu nie miał mi kto czytać… jak zwykle zresztą.

Postanowiłem wzbudzić w sobie dodatkowo motywację „negatywną”. Mianowicie wmówiłem sobie, że nie ćwicząc – będę robił sobie źle: coś stracę, coś się opóźni, nie zdążę! No powiedz, kto normalny robi sam sobie krzywdę?! To są rzeczy oczywiste, tylko nie każdy ma odwagę i ochotę tak sprawę postawić…

Wiesz, ja z natury jestem trochę leniwy i nigdy nie posądzałem siebie o to, że wzbudzę w sobie taką CHĘĆ do pracy – stąd, na wszelki wypadek…

Wniosek: trzeba mieć cel, i robić to co się lubi (a ja lubię ćwiczyć!). Jak do tej pory nie zaszła potrzeba skorzystania z tej „negatywnej” motywacji. Napędzającemu się układowi: lepsze rozumienie wspomaga chęć do pracy, towarzyszy ten pierwszy: ZAUFANIE i RADY od Anny, które się sprawdzają i powodują, że do ćwiczeń podchodzę z ciekawością i przyjemnością. Mam tu na myśli Testy zdaniowe. Dobrym pomysłem było nagranie ich przeze mnie i późniejsze wielokrotne odsłuchiwanie. Nikt nie byłby w stanie bez przerwy mi je czytać, ba, miałem kłopoty z uproszeniem o 9 list… Jestem bardzo ciekaw jak wypadnie spotkanie 18-tego czerwca: z czego będzie mnie sprawdzać i jak oceni postęp. Ja podobno ćwiczę więcej niż wymaga się na tym etapie.

I to dopiero będzie prawdziwa weryfikacja! Ja mam cały czas pozytywne, ale subiektywne odczucia… Dam Ci kolejny przykład:

Musiałem załatwić reklamację gwarancyjną na takie chińskie „badziewie”, bezprzewodowy , zdalny odłącznik który obsługuje ładowarkę akumulatorów MED - EL’a. Tak aby nie wyciągać bez przerwy wtyczki z gniazdka. Ćwiczę po to, żeby rozumieć i dogadać się bez problemu w różnych typowych okolicznościach, prawda? Wiesz, że ja sobie radziłem. Ale zawsze odbywało się to w atmosferze stresu i … wstydu (co za głupota) wobec nieznajomych. Tym razem to było zupełnie coś innego: zacząłem „z pewną taką nieśmiałością”, ale w miarę dyskusji nabierałem spokoju i pewności. Mało tego, ja rozumiałem słowa wypowiedziane do mnie – niespodziewanie i z innego pomieszczenia!

Wszystko poszło OK., a ja jadąc do domu stwierdziłem, że MUSZĘ Annie o tym powiedzieć. Przy okazji stwierdziłem, że coraz lepiej odbieram słuchanie radia w samochodzie. Jak zwykle miała rację, żeby pozostawić to normalnemu biegowi…

No i sama powiedz, czy to nie dziecinne ekscytować się takimi błahostkami… Czy ty mi uwierzysz, że ja pędzę do domu z radością na te Anny-moje ćwiczenia… To się jakby samo nakręca – w dobrym tego słowa znaczeniu – subiektywne odczucie postępu wzmaga chęć do pracy. Żeby jeszcze, żeby szybciej!

26 maja 2014
Tutaj są testy zdaniowe.

Niektóre zdania brzmią w moim wykonaniu jakbym zapowiadał co najmniej lordowską mość… Szczególnie to: „Na deser…”

Nagranie nie jest czyste, na laptopie w odległości ok. pół metra, ja odtwarzam przez dodatkowe głośniki…

Tutaj jest lista jednosylabowych.

27 maja 2014
Trochę zmęczony krótkim spacerem i kolejnymi odsłuchami (3x po każdej liście, a jest ich 15…), a przed dźwiękami i audiobookiem (V-ty rozdział w „Pustyni i w puszczy”) napiszę choć parę słów. […]

Dobrze, że odsłuchujesz piosenki, ja nigdy nie nauczyłem się wsłuchiwać w teksty, chociaż bardzo lubię ich melodię! Słuchasz pewnie w słuchawkach – tak można lepiej zrozumieć słowa. Moje dwie kolumny stojące za fotelem, już „wróciły” do pożytecznej roli. Prawa, nad implantem, nie tylko nie przeszkadza, ale przekazuje „inną mowę”. W zależności, którą stronę głowy przybliżę (nachylę) słowa są tak samo zrozumiałe, ale brzmią inaczej. Przy braku „ćwierkania” z implantu, widać coraz większą różnicę między aparatem, a procesorem – na korzyść tego drugiego… A więc: DO PRZODU!

29 maja 2014
Tak więc spokojny, że wszystko u Ciebie - po maturze - w porządku, zabieram się do dalszych ćwiczeń. Trochę relaksu z dźwiękami, a potem VI rozdział „W pustyni i w puszczy” – porwano Stasia i Nel… Właśnie sobie uświadomiłem, że odsłuchałem przez implant od ostatniego spotkania z Anną około 10 000 zdań… Oczywiście powtarzanych, ale co najmniej 1000 nowych.

Od 1 czerwca mam zmienić program w procesorze. Ciekaw jestem wrażeń, bo już w tej chwili dźwięki są wyraźne, a ich ilość trochę mnie przytłacza… Nie ma już ciszy, każdy fizyczny gest, każda najdrobniejsza czynność czy ruch wywołują „hałas”.

Łapię się na tym, że przecież O TO CHODZI!
5 czerwca 2014
W sobotę ostatni raz odsłuchiwałem wyrazy jednosylabowe bez kartki próbując wyłuskać i zrozumieć kolejne. Doszły następne – niektóre listy rozumiem w 2/3 – ciekawe, że końcowe wyrazy z list gorzej. Słyszę wyraźnie końcowe bezdźwięczne „k” i „s” w słowach „krzak” i sens”, a nie potrafię rozpoznać większości wyrazów ze spółgłoskami dźwięcznymi.

Miałem wrażenie, że od dwóch dni – znowu lepiej słyszę! Dlatego nie traktuję już tych moich odsłuchów jako „katowania się”. Prędzej jest to ZŁOŚĆ. Ty cholerny mój mózgu: dlaczego słysząc COŚ, czego akurat znaczenie na pewno znasz – nie POŁĄCZYSZ, nie SKOJARZYSZ i nie ZASKOCZYSZ!...

Opiszę Ci teraz wrażenia po zmianie oprogramowania w procesorze w niedzielę 1 czerwca: III program w procesorze zbliżył głośność procesora do aparatu słuchowego dając oczywiście większą pełnię dźwięków. Brak nieprzyjemnych odczuć!

Jazda w samochodzie całkiem przyjemna, zupełnie nie zwróciłbym uwagi na zmianę programu, gdyby nie możliwość ściszenia radia. Oczywiście nie rozumiem wszystkiego, ale staram się by radio było dla mnie słyszalne na stałym poziomie głośności.

W pracy już nie było tak miło. Dźwięków słyszalnych jest coraz więcej – brzmią zdecydowanie bardziej wyraziście. Jestem pobudzony i rozdrażniony, ale co ciekawe – intelektualnie jakby bardziej sprawny. Wszystko mi wychodzi … W miarę upływu czasu uspokajam się. Śmieję się, że powinien być dzień wolny po zmianie programu… Tylko gdzie się schować? Chyba tylko przy koniach… Później uświadamiam sobie, że przecież wczoraj była niedziela!

Ćwiczę przy obniżonej o 1/3 głośności – najciszej zdania z Testu i słowa oraz liczby z Treningu. Słowa jednosylabowe i audiobook trochę głośniej. Każdą listę słów jednosylabowych powtarzam 6-7 razy, starając się nie patrzeć na tekst. Nie jestem zbyt zachwycony sposobem w jaki lektor czyta te słowa. Wg mnie nadmiernie akcentuje, wymawia je jakby z wysiłkiem i nie wszystkie czysto. Np. w słowie „krem” uciekło mu „r”, słowo „gmach” brzmi jak „gmyach”, „mur” brzmi tak samo jak „muł” – czyżby „arystokratycznie” „r” zamieniło się w „l”… Większość oczywiście poprawnie, a niektóre jak np. płaszcz, liść, krzak – wzorcowo. To oczywiście moje subiektywne odczucie…

Klaudio! Staram się to robić w możliwie dużym skupieniu! Zrozumiałe, że słowa jednosylabowe wydłużyły mi ćwiczenia o kolejne minuty. Te 1000 zdań powtórzonych, w tym ok. 100 nowych z audiobooku musi być bezwzględnie codziennie odsłuchanych.

Dałoby to kolejne 20 000 zdań do spotkania 18 czerwca… Ciekawe co na to powie Anna. Jak wiadomo – ilość nie zawsze przechodzi w jakość! Chociaż akurat w tym przypadku… To trochę jak z nauką słówek i fraz języka obcego! Mam nadzieję, że o tych moich ćwiczeniach porozmawiamy na spotkaniu. Wiem, że pewnych rzeczy nie przeskoczę, ale może choć trochę przyśpieszę, a przynajmniej urozmaicę… Jak Sama Widzisz – motywacji i zaangażowania mi nie brakuje! A może Anna wymyśli jakiś „indywidualny tok studiów”…

Pytałaś, czy rzeczywiście ćwiczyłem przez 4-ry godziny… Tak, bez przerwy- uparłem się że zrozumiem wszystkie słowa jednosylabowe bez patrzenia na tekst. Jak Wiesz, jest ich wszystkich 200, na 10-ciu listach. Powtarzałem każdą listę 7 razy aby uzyskać pełne zrozumienie. Potem 3 kolejne razy utrwalałem. Co mi z tego zostało? Rozumiem ponad 90% za pierwszym odsłuchem, a więc opłaciło się!

Zajęło mi to 1,5 godziny. Kolejne 2,5 godziny to jak zwykle: Trening słuchowy, w tym liczby (200), 5x powtarzane listy zdaniowe – 2 razy czytane przeze mnie, 3 razy przez lektora (aby odsłuchiwać różne głosy). Potem Dźwięki przez ok. 30 minut. Na koniec audiobook: kolejny rozdział w „Pustyni i w puszczy” odsłuchiwany 3 razy w tym dwa razy z patrzeniem na tekst.

Na tą chwilę odsłuchałem co najmniej 12 000 zdań, od momentu kiedy nagrałem siebie czytającego zdania, w tym ok. 1200 zadań nowych z audiobooków… Oczywiście tylko przez implant! Co mi to dało? Mowa ludzka brzmi dla mnie naturalnie (bez „ćwierkania”) i bez problemu porozumiewam się z otoczeniem, nawet jak ktoś mówi do mnie z tyłu…

6 czerwca 2014
Zrobiłem sobie przerwę w dzisiejszych ćwiczeniach – zjadłem Prince-Polo i talerz truskawek i piszę. Na obiad był dzisiaj ryż z jabłkami, potem poszedłem na 1,5 - godzinny spacer. Było i jest nadal pięknie: ciepło, ale rześko! „Skażony odsłuchiwaniem” wyłapywałem różne dźwięki – te przyjemne, jak śpiew ptaków, rozmowy i śmiech dzieci oraz te które w tej chwili są bardzo dla mnie przykre – warkot i szum przejeżdżających samochodów. Mam urozmaiconą trasę, wokół lotniska gdzie wyraźnie już słyszę warkot modeli latających…

Wróćmy do realnej rzeczywistości… Klaudio, na ostatnim ustawieniu procesora 25 marca, zapytałem A. czy mój procesor jest już ustawiony na poziomie głośności aparatu słuchowego – oni widzą wykresy jak ustawiony jest aparat, mają to wpisane w mojej bazie danych. Powiedziała: jeszcze nie, ale prosi mnie bym się nie spieszył z włączeniem III-go. I miała rację! To co w tej chwili słyszę przez implant to miks rzeczy przykrych z naturalnie brzmiącymi. Przykre jest prawie wszystko, natomiast przyjemna jest MOWA – każda! Ciszej, głośniej, w większym lub mniejszym gronie brzmi jednakowo naturalnie. Tak jakby te 12 000 zdań odsłuchanych wyryły w mózgu przyjemny obraz mowy…

III program okazał się tak naturalny – przy odsłuchach – że wychodząc w niedzielę z domu zapomniałem aparatu słuchowego. Dopiero na dworze czegoś mi zabrakło…

Anna powiedziała, że u mnie aparat z implantem mają ze sobą egzystować, a implant ma uzupełniać brakujące wysokie tony i docelowo umożliwić rozumienie mowy. I to działa. Jedyną niedogodnością jest słyszenie wysokich tonów, np. śpiewu ptaków – tylko w „prawym uchu” – brak pełnego stereo i umiejscowienia źródła dźwięku. W tej chwili nie mam założonego aparatu i słyszę przez implant dobiegający z salonu dźwięk telewizora. Wiadomości też słuchałem z samym implantem. Ale aparatu mi brakowało… Oni wszyscy podkreślają, że mam bardzo dobrze dobrany aparat, zarówno pod kątem wzmocnienia jak i cyfrowej obróbki dźwięku…

Wiesz, mój mózg przyzwyczaił się przez 40 lat do dźwięków wzmacnianych aparatami, a ponieważ moje uszkodzenie słuchu wynosi ok. 75 decybeli w zakresie tonów niskich, 85 decybeli średnich – dalej już jest „0” - to aparaty miały co wzmacniać.

Nie zapominaj, że ja funkcjonowałem z takim uszkodzeniem słuchu (ale to było inaczej „odbierane”) od 5-tego roku życia do 24-tego – go gdy po raz pierwszy założyłem aparat obu uszny, okularowy.

Sam zastanawiam się czy to możliwe by nowe dla mózgu dźwięki od implantu mogły spowodować lepsze rozumienie mowy podczas rozmów przez telefon-aparat. Nie zdążyłem o to zapytać Anny. No ale faktem jest, że rozumiem przez telefon prawie wszystko. Próbuję to sobie wyjaśnić w ten sposób: dawne rozmowy telefoniczne przebiegały jak pierwsze próby odsłuchu słów jednosylabowych, lub wcześniej zdań testowych. Coś słyszałem, ale nie rozumiałem. Po kilkunastokrotnym powtórzeniu słowa rozpoznaję za pierwszym odsłuchem. Wiem, że to nie dokładnie to samo co rozmowa telefoniczna, bo słowa w niej są nowe, ale może mózg już lepiej kojarzy? Co się dzieje w mózgu to oni sami nie wiedzą, a my przecież słyszymy mózgiem, a nie uszami, które są tylko przewodnikiem i przekaźnikiem dźwięków.

12 czerwca 2014
Jak zwykle jestem w trakcie ćwiczeń – przede mną jeszcze odsłuchy z Zestawów i dźwięki. Zauważyłem, że dodatkową zachętą do ćwiczeń jest u mnie całkowicie normalny odbiór dźwięków – wszystko co odsłuchuję brzmi CZYSTO, WYRAŹNIE, żadnego dyskomfortu! Chyba rzeczywiście mój mózg przyzwyczaił się do mojego głosu, lektora i dźwięków z list od Anny. Wczoraj odsłuchiwałem te z pierwszej listy – co za różnica! Sama radość!

Wiesz, właściwie to ja powinienem napisać czym się różni słuchanie przez aparat (lub dwa), łącznie z implantem lub przez sam implant. Właśnie w tej chwili mam tylko sam implant. I od razu powiem – chociaż jestem dopiero nieco ponad 7 miesięcy od aktywacji – że słyszę, chociaż jeszcze nie wszystko rozróżniam (Ty Wiesz o co chodzi) sporo.

Z samym aparatem – zaraz po wyjściu z łazienki zakładam aparat, jest wewnątrzuszny, bez przycisków i potencjometru, więc tylko bateria i jednym ruchem jest w uchu – czuję się źle! To co przez tyle lat było czymś naturalnym, ale jak bardzo ubogim – to był tylko wycinek ogółu dźwięków, zakres niskich i średnich częstotliwości – teraz wkurza przez swoją ograniczoność! Nie ma mowy, żeby osoba z aparatem słuchowym nauczyła się rozumienia mowy!

Ty podjęłaś próbę opisania jak to działa i dlaczego tak się dzieje! Ja ze swoim emocjonalnym podejściem do wszystkiego skupiam się na efektach. Trzeba też zaznaczyć, że ja ciągle jestem na etapie przyzwyczajania się do – upraszczam – implantu. I, że to co odbieram przez implant jest na tą chwilę dla mnie przykre! Ciągle jest dużo jednakowo, dla różnych okoliczności, brzmiących dźwięków.Przykładem mocno drażniącym jest np. DOTYK sztućców o talerz!

Wiesz jak ja ćwiczę – dużo i z determinacją! Napiszę po raz kolejny – dzięki powtarzaniu tych tysięcy zdań mowa brzmi dla mnie naturalnie i coraz więcej rozumiem!

15 czerwca 2014
Mam wrażenie, że konsultacja z Anną 18-tego coś wyjaśni. Przede wszystkim:
- na ile moje zaangażowanie skutkuje wymiernymi efektami
- określi, sprecyzuje cel rehabilitacji
- otrzymam chociaż zarys harmonogramu czy procedur dojścia do tego celu

Powtarzam do znudzenia – subiektywnie czuję się na prostej nieustannie wznoszącej – odsłuchiwane wczoraj o 23-cie dźwięki nr 2 (zaczyna pies, potem pociąg…) brzmiały rewelacyjnie, nie mówiąc o zdaniach z Zestawów, których treści nie znam – muszę sam zrozumieć z odsłuchu! A są tam takie rodzynki jak np. „Dzik spostrzegłszy strzelca pierzchnął w knieję” – tak przynajmniej to zrozumiałem…

Ponieważ jest dzień „wolny” ćwiczę na raty!

19 czerwca 2014
Wyjechałem o 5-tej 15, na miejscu byłem o 9-tej – czyli w normie. Podróż minęła bardzo szybko, a zwłaszcza pierwsze 200 km – w sumie jest ich 335 w jedną stronę. „Dyskutowałem”, tak jak ja to potrafię z Anną na temat wymowy słów jednosylabowych. Chodzi o to, że ja je rozróżniam chociaż uważam, że lektor wymawia je błędnie – połyka „r”, przekłamuje samogłoski np. „u” wymawia jak „uy”. Słowo „płyn” ja słyszę jako „płuyn” , a ponieważ takowego w jęz. polskim nie ma – momentalnie kojarzę jako „tłum”… Ale jednocześnie cały czas miałem na uwadze, że mam ćwiczenia na rozpoznawanie samogłosek i spółgłosek, a więc być może błąd tkwi w moim niewłaściwym słyszeniu. Niestety, prawda tkwi w tym drugim: na tym etapie rozróżnianie samogłosek występujących w towarzystwie spółgłosek bywa mylące i właśnie wczoraj dostałem od Anny listy do takiego odsłuchiwania.

Spotkanie trwało prawie 1,5 godziny – Anna miała półgodzinną przerwę i poświęciła ją mnie. Niewiele było czasu na luźną rozmowę – prawie cały czas mnie sprawdzała i to ze zdań których nigdy nie słyszałem i tym bardziej nie przerabiałem. Rozumiałem wszystko co mnie w pewnym momencie zdumiało – zaskoczyłem, że wprawdzie Anna zasłania usta, ale ja słucham również przez aparat słuchowy! Było trochę śmiechu, a Anna stwierdziła, że to było ciekawe doświadczenie. W związku z tym część ćwiczeń – właśnie to rozróżnianie samogłosek i spółgłosek – mam wykonywać najpierw łącznie z aparatem. Oczywiście jest bardzo zadowolona zarówno z moich ćwiczeń jak i rezultatów. Kazała odstawić „Trening słuchowy” jako już mało przydatny i skupić się na odsłuchiwaniu zdań których dostałem ponad 100 nowych plus te prawie 40 które miałem do tej pory nie ruszać. Ona sama te zdania wymyśla starając się by nie miały wspólnego kontekstu – tzn. mają: wg mnie są same w sobie normalne tylko, że nikt na daną chwilę o takich sprawach nie myśli… dam Ci przykład trzech kolejnych:
1. Szykanowano ministra za ostre słowa
2. Snuł wspomnienia o samotnej żegludze
3. Przed bramą słyszał skowyt psa

Itd., itd. w ten deseń. Chodzi o jak najmniejsze prawdopodobieństwo „domyślania się”. Zdania te (100) są tylko na piśmie do czytania przez kogoś. W mojej sytuacji zaproponowałem Annie, że je sobie nagram i będę odsłuchiwał tyle ile i kiedy będę chciał. Przyklasnęła. Z kolei ponieważ pierwsza 40 jest nagrana, a Anna nie dała mi do nich tekstów – nie zdziwił bym się, że celowo… - odsłuchuję je z aparatem i zapisuję. Właśnie przed chwilą tym się zajmowałem. Idzie mi nieźle.

Na pytanie: jak moje ćwiczenia mają się przede wszystkim co do dalszych perspektyw w poprawie rozumienia mowy – odpowiedziała pytaniem: ILE LAT PAN NIEDOSŁYSZY? No więc proszę się nie dziwić, że to może „trochę” potrwać! A rezultat? – tu szeroki uśmiech Anny: po dzisiejszym sprawdzianie dostrzegam duży potencjał, mówiąc wprost rezerwy, które – widząc pana zaangażowanie w pracy nad odsłuchiwaniem – wykorzysta pan! No cóż typowe belferskie podejście: pracuj, a będzie ci dane…

Następna wizyta już 17-ego lipca, a materiałów mam 2x tyle co w poprzednim okresie. I tu masz odpowiedź na pytanie: czy i co czytasz?. Prawidłowa odpowiedź brzmi: RADOSNĄ TWÓRCZOŚĆ ANNY!

19 czerwca
Jeżdżę na rowerze pętlą, ścieżkami tylko dla rowerów, po urozmaiconej trasie. Jak Wiesz, mieszkam pod górami i jadąc w ich kierunku mam cały czas podjazd, potem lekki spadek inną drogą, nawrót i z powrotem…

Ciekaw byłem czy bardzo się zmęczę, czy będą bolały mnie mięśnie? Wyobraź Sobie, że ku mojemu zaskoczeniu: nie! Oczywiście nie szaleję „ pozostawiając swojemu biegowi” dojście do coraz lepszej formy.

Oczywiście nie mogę nie napisać o wrażeniach słuchowo-lękowych. I tu też nie jest źle. Dźwięków związanych z poruszaniem się jest trochę – przede wszystkim chrzęst opon – ciężko rozróżnić swój-obcy. Często oglądam się przez ramię do tyłu. Przeszkadza brak orientacji źródła dźwięku. Chyba zaopatrzę się w lusterko wsteczne – nawyk patrzenia wstecz podczas prowadzenia samochodu jest bardzo silny! A to będzie jak „słuchanie z czytaniem”.

Tak więc mogę powiedzieć – jest Super! Do roweru przekonała mnie Anna, której przyznałem się z obaw nieusłyszenia nadjeżdżającego z tyłu rowerzysty. Proszę spróbować, a zobaczy pan, że to polubi. I tak się też stało. Pamiętasz cytat P.C. o odwadze?...

23 czerwca 2014
Piszę do Ciebie w trakcie ćwiczeń. Nagrałem sobie 116 nowych zdań – pisałem Ci o tym – i już w pierwszej próbie odsłuchu rozumiem prawie wszystko. Ciekawe, Anna podkreśla, że chociaż rozróżniam słowa, to mam równocześnie patrzeć na tekst.

Dotyczy to też słuchania lektur z audiobooków. Mam sobie wybrać teraz tekst czytany przez kobietę. Inaczej brzmi mowa…

Ja już padam przez te ćwiczenia… Dostałem od Anny wyjątkowo trudne do zrozumienia dźwięki, prawdopodobnie przez pomyłkę i w dodatku bez opisu! Starałem się je rozróżnić, dużo się udało, ale reszta „zlewa” mi się w podobny sposób! Z tych: burza, szumiące morze, wiatr, spływająca woda itp.

30 czerwca 2014
Pytasz co u mnie? Niby „Dzień za dniem, to samo” – ćwiczę sumiennie, kończę najczęściej po 22-giej. W weekendy dzielę ćwiczenia na raty.
9 lipca 2014
Przeczytałem Twój nowy post. Raczej szybko, ale wszystko… Trzeba przyznać, że umiesz „TO” robić! Po raz kolejny: Gratuluję! Błędów nie szukałem, toteż – nie znalazłem. Tym razem – nie skomentowałem. Ale nie odpuszczę i będę do tematu wracał, bo poruszasz niezwykle istotne zagadnienie: coraz LEPSZE ROZUMIENIE MOWY – w skrócie LRM – dzięki implantowi. Sprawę, której poświęcam w tej chwili najwięcej sił i czasu. Wiesz, że ćwiczę bardzo intensywnie – codziennie odsłuchuję:
- rozróżnianie samogłosek typu: BEB, BIB, BUB itd. 15 list po 8 sylab w każdej
- rozróżnianie spółgłosek typu: ALA, ANA, ARA, AJA, AMA, AFA itd. 10 list po 16 sylab w każdej Wszystko to 3 razy, w tym za pierwszym razem z aparatem w lewym uchu, pozostałe 2 – tylko z implantem
- 30 list słówek jednosylabowych, po 20 w każdej typu: plac, kwiat, Jaś, mech, grom, dwór, drąg itp. 3 razy każdą listę… Daje to 1800 słówek odsłuchanych.

To jest zawsze! Dochodzi do tego audiobook – 2 razy po 15 minut oraz dźwięki, o których Ci wspominałem, i które już rozróżniłem.

Na tą chwilę nie będę się wypowiadał na temat efektów tych moich ćwiczeń – 17-tego mam spotkanie z Anną. Napiszę wtedy coś więcej.

Dam Ci jednak przykład, trochę nietypowy – jak Wiesz, przez telefon rozmawiam używając aparatu. Oto moja korespondencja z Anną:
…”Pani Aniu! Pisze Pani, że lubi czytać o moich osiągnięciach w słyszeniu… Właściwie to nigdy nie odpowiedziała mi Pani na moje pytanie – sugestię czy jest możliwe lepsze rozumienie mowy np. przez telefon w uchu aparatowanym dzięki moim ćwiczeniom? Czy odsłuchiwanie słów tylko przez implant, bez aparatu (pomijam samogłoski i spółgłoski, które zaczynam z aparatem) może powodować poprawę słyszenia w uchu nieimplantowanym? Wczoraj, w trakcie ćwiczeń zadzwonił telefon – bardzo dobry, stacjonarny, wybierany kiedyś przeze mnie - ponieważ z wyświetlacza domyśliłem się kto dzwoni, odebrałem bez zastanowienia. Rozmawiałem krótko z kobietą – rozumiałem wszystko! Dopiero po skończeniu rozmowy, kiedy siadłem przy biurku przed głośnikami dostrzegłem odłożony na czas ćwiczeń aparat… Rozmawiałem, z przyzwyczajenia trzymając słuchawkę przy lewym uchu – „nieuzbrojonym”… Czyżby mózg – katowany ćwiczeniami – jeszcze lepiej kojarzył nawet słabe dźwięki nie „przechodzące” przez implant?”…

A to odpowiedź Anny, dzisiaj: „Odpowiem na Pana poniższe pytanie: tak. Dzięki treningowi słuchowemu percepcja słuchowa (słuchowe możliwości odbioru) wzrasta. Dlatego może Pan obserwować poprawę w odbiorze w drugim uchu. Nie da się wyłączyć drugiej półkuli mózgu podczas ćwiczeń.

Na dzisiaj pozostawię to bez komentarza, ale wierzę, że powyższe zdania znajdą się w opisach Naszych doświadczeń…

10 lipca 2014
Musimy na wstępie ustalić jedno: percepcja słuchowa czyli słuchowe możliwości odbioru wzrasta przede wszystkim dzięki treningowi słuchowemu.

Ty wprawdzie w pewnym momencie piszesz, że życie samo w sobie jest już rehabilitacją (mówisz tym samym jak mój szef-kolega: Andrzej, przecież KIEDYŚ będziesz LRM (lepiej rozumiał mowę), no właśnie - kiedy?! ) Ja nie mam na to czasu!

Postanowiłem rozpisać się trochę mając na uwadze Twój ostatni wpis na blogu i e-mail do mnie. Zastanawiasz się nad wprowadzeniem wątku – Rehabilitacja. Słusznie tylko na podstawie jakich materiałów? Ja sam szukając w Internecie znalazłem przede wszystkim Ciebie, jakoś nikt nie wypowiada się, nie mówiąc o szczegółach. Ja bardzo chętnie napiszę o swoich ćwiczeniach, tylko muszę mieć pewność, że to co robię przynosi wymierne efekty. Uważam jednak, że każdy przypadek jest indywidualny.

Klaudio! Tobie wszczepiono implant, dostałaś procesor, a zapomniano o najważniejszym: o rehabilitacji, o pracy nad Twoim nowym słyszeniem. Nosisz urządzenie i pewne efekty widzisz, ale nie wykorzystałaś w pełni swoich słuchowych możliwości, bo to już wymaga pracy. Zabrakło treningu słuchowego, może nikt Ci nie powiedział, może nikt nie chciał, abyś mu zaufała, że to ma sens.

W Twoim przypadku wszystko szło super, prawidłowo, do momentu wszczepienia implantu. Potem czegoś zabrakło… I absolutnie to nie Twoja „wina”!

Piszesz np. …”że dzięki implantowi wszystko mogę zrozumieć dzięki świetnej jakości słyszenia, a w ostatniej notce odwrotnie - że mało co rozumiem”... Wytłumaczenie jest proste: lepsza jakość słyszenia czyli duża ilość nowych dźwięków nie przekłada się bezpośrednio na LRM.

I to co Ty określasz jako małą podzielność uwagi – problem z notatkami ze słuchu – wynika z braku LRM… Także przykłady: półka-bułka, koza-kosa , u mnie np. „płyn” brzmi jak „tłum” – nie rozpoznaję prawidłowo samogłoski „Y”, słyszę ją jako „YU”… dlatego ćwiczę rozróżnianie samogłosek, spółgłosek i słów jednosylabowych. Z kolei „Teksty z Muzyką w tle” jest w rehabilitacji określane jako ćwiczenie rozumienia mowy z zakłócaniem… I to się przerabia w drugim roku po aktywacji!

Anna do mnie: …proszę mi zaufać, kiedy mówię, że bez ćwiczeń nie osiągniemy tyle, ile to urządzenie może nam zaoferować”… Więc ćwiczę… ale nie wiem czy te 3-4 godziny dziennie to dużo, mało czy w sam raz… Dlaczego 3 razy, a nie np. 5 razy mam powtarzać? Dla mnie, pracującego intensywnie przez 7-8 godzin, te 3-4 godziny ćwiczeń to kres wytrzymałości fizycznej, ale już dla dziecka i matki rehabilitującej – 4 godziny dziennie rozłożone w czasie i pewnie też w formie zabawy to przecież niewiele…

Nie wyobrażam sobie zresztą by implantowane małe dzieci nie były intensywnie rehabilitowane. One uczą się jednocześnie:
- słyszeć z poznaniem czyli przyporządkowywać dźwięki określonym zdarzeniom
- mówić.

W „najlepszej” sytuacji są osoby dorosłe, które późno straciły słuch i zostały implantowane. Ich mózg „pamięta jeszcze wszystko” , tak więc rehabilitacja może trwać krócej.

Mój przypadek – implantowanie po kilkudziesięciu latach nie(do)słyszenia jest o tyle ciekawy, że z jednej strony mój mózg „nic nie pamięta” – stąd konieczność długotrwałego i intensywnego „katowania” go „nowymi” dźwiękami, Z drugiej strony: oczytanie, lata przeżyć i doświadczeń (różne u różnych ludzi) powodują – jak pisałem ostatnio do Anny - …”nieokiełznaną wyobraźnię niedosłyszącego (Andrzeja)”… I dopiero ta wyobraźnia plus to „katowanie” mózgu dźwiękami dadzą w efekcie LRM. A LEPSZE ROZUMIENIE MOWY daje zwiększoną pewność siebie i swobodę w zachowaniu…

W tej chwili, po 8-miu miesiącach , czuję się z implantem tak , jak wyobrażałem sobie odczucia bezpośrednio po aktywacji, czyli słyszę:
- niskie i średnie dźwięki takie jak z aparatu słuchowego (często wyjmuję aparat by „sprawdzić” czy to co słyszę przez implant brzmi tak samo)
- nowe dźwięki, które na tą chwilę nie wszystkie brzmią przyjemnie

Zdecydowanie wolę jednak chodzić z samym implantem niż z samym aparatem! Tyle jeśli chodzi o rehabilitację…

Piszesz w blogu: „z medycznego punktu widzenia, osoby implantowane nie słyszą”… Polemizował bym z Tobą – czy to oznacza, że osoby protezowane „nie chodzą”? - Pistorius nawet „biegał” bez obu podudzi! Przecież: SŁYSZYMY MÓZGIEM, a on jest na ogół OK. Trzeba go tylko pobudzić – akustycznie (ucho) lub elektrycznie (procesor z implantem) Oczywiście efekty słyszenia są różne…

20 lipca 2014
Na spotkaniu rehabilitacyjnym Anna przepytała mnie ostro – łącznie z aparatem: samogłoski, spółgłoski i słowa jednosylabowe. Zawsze wyniki oscylowały między 67-70% rozumienia. Pierwsza odpowiedź się liczy. Stwierdziła, że to dobry wynik, jak na 8 miesięcy po aktywacji i 55 lat nie słyszenia dźwięków… Do akceptowalnych 80% brakuje mi więc tylko 13… Twierdzi, że to wynik mojej, pełnej zaangażowania pracy odsłuchowej… „Zabroniła” ćwiczyć dłużej niż przez dwie godziny dziennie, ze względu na znużenie. Ale ze śmiechem stwierdziła, że i tak pewnie nie posłucham… Dostałem nowy zestaw zdań, płytę z dźwiękami przyśle pocztą.

Tuż po 12-tej wyjechałem do Bielska. Jechałem bardzo szybko i już po 3 i pół godzinach byłem w domu. Jeszcze w tym samym dniu nagrałem sobie te nowe zdania.

20 lipca 2014
Zabrałem się po raz pierwszy do nowej, zaproponowanej przeze mnie i zaakceptowanej przez Annę formy ćwiczeń.

W skrócie to: „Razem i Osobno”.
Polega ona na odsłuchiwaniu samogłosek, spółgłosek, słów jednosylabowych i zdań z otrzymanych zestawów 4 razy w następujący sposób:
- z aparatem (procesor jest zawsze!) odsłuchiwanie ze śledzeniem tekstu
- bez aparatu ze śledzeniem tekstu
- z aparatem bez śledzenia tekstu
- bez aparatu i bez śledzenia tekstu

Wrażenia:
- odsłuchiwanie z aparatem, po wcześniejszym czytaniu – to sama radość!
- późniejszy implant (sam jest cichszy) jakby „doganiał” poprzednie znaczne – prawie 90% - zrozumienie! Wyniki niewiele odstawały…
- czas trwania (spółgłoski, samogłoski i słowa jednosylabowe) metodą 2+2, to 2 i pól godziny

Zrozumiałem, że ćwiczenia będą przebiegać na raty… Dzisiaj, zaraz z rana wziąłem się za zdania… Powiem tak: TO JE ONO! Świetnie się tak ćwiczy, kompletnie nie nużąca metoda! Rozumienie bez czytania – znakomite! Odczuwam coś w rodzaju euforii … Te ćwiczenia zajmują ok. 1 i pół godziny. Dojdzie jeszcze płyta od Anny i będzie w sam raz. Na tą chwilę odsłuchuję poprzednie.

Po 12-tej wybrałem się na długi spacer do lasu w pięknej okolicy zbiornika wapienickiego. Trasa przecina wiele strumyków. Ich szemrzenie, hałas szurających podeszw, głosy ludzi i ptaków, świst rowerów – wszystko stonowane lasem – powodują u mnie wręcz ekstatyczne doznania zmysłowe… CZUJĘ, SŁYSZĘ, a więc ŻYJĘ!... Jakby pointą tych doznań, gdy już zbliżałem się do parkingu, gdzie zostawiłem samochód, w hałasie ogólnym, zajęty myślami – nagle rozróżniam wyraźnie słowa: „uwaga, rower z tyłu” … Starszy Pan ostrzegał idących z przodu… I wtedy zrozumiałem: WARTO!!!

27 lipca 2014
Cześć!
Może, żeby uwiarygodnić tą moją jazdę konną…


31 lipca 2014
Podczas służbowej wizyty w K. nasłuchałem się różności! Trzy Dziewczyny bezustannie głośno rozmawiające – między sobą i przez telefony (w tym po angielsku), szum drukarek, wizyta delegacji zagranicznej… Rehabilitacja w prawdziwym otoczeniu!

Jak się w tym odnajdywałem? Powiem prawdę: coraz lepiej! Nie wszystko oczywiście rozumiałem, ale też skupiony byłem na swojej pracy. Chodzi mi o to, że dźwięki tego niezrozumiałego dla mnie tła stają się coraz mniej nieprzyjemne.

W czwartek, za tydzień, mam zmianę oprogramowania. I pierwszy raz jadę z pewnym niepokojem czy potrafię, czy potrafimy razem z Dziewczynami, utrafić we właściwe ustawienia.

Jeszcze tydzień temu byłem przerażony tym, że nie całkiem przyzwyczaiłem się do ostatniego programu, a już dostanę nowy…

Nigdy się nie skarżyłem, ale Wierz mi – to TŁO jest bardzo męczące: nieustanne bodźce szumiąco-szeleszczące! W biurze, przy otwartych oknach, to przede wszystkim hałas uliczny, ale również szelest woreczka foliowego, gdy wyjmuję zeń jabłko…

Podkreślę w rozmowach z Dziewczynami z Zakładu Implantów jeden podstawowy element: Anna „zmuszając” mnie do ćwiczeń, gdy Jej zaufałem i uwierzyłem, że to ma sens, gdy wychodziła naprzeciw moim sugestiom – żeby jeszcze, żeby szybciej, a może tak… - spowodowała , że:
- ŻYWA LUDZKA MOWA staje się dla mnie coraz bardziej zrozumiała i ZAWSZE brzmi przyjemnie!

To powoduje, że „nieprzyjemne” traci na znaczeniu!
12 sierpnia 2014
Przesyłam Ci napisaną na gorąco, już w Kajetanach , po przyjeździe, „Listę moich wrażeń”…

Kajetany, 7 sierpień 2014
WRAŻENIA SUBIEKTYWNIE K O R Z Y S T N E

1.Naprawdę dobre rozumienie mowy przez ucho z aparatem w trakcie rozmów telefonicznych
Przestaję „bać się” odbierać telefon dzwoniący i sam podejmuję rozmowy:
- rozmowy w domu, biurze, na ulicy, w samochodzie (np. w sprawie rezerwacji noclegu)
- instruktorka jazdy konnej – 10 minut
- rozmowa z Panią Anną – Kajetany

2. Znakomite rozumienie rozmów „na żywo” w biurze: wiele osób, zaskakujące pytania i „zaczepki” (z tyłu)
3. W wielu sytuacjach rozmowy brzmią „za głośno”. Zwracam kolegom uwagę, by mówili ciszej.
4. W trakcie odsłuchiwania przez głośniki komputerowe samogłosek, spółgłosek, słów jednosylabowych oraz zdań (pliki mp3) – sam implant – dźwięki brzmią wyraźnie i czysto. Z wielką ochotą przystępuję do ćwiczeń właśnie ze względu na jakość odbioru – w sensie braku nieprzyjemnych wrażeń.
5. Wielokrotne odsłuchiwanie tej samej muzyki – płyta „Piano Bar” (szczególnie przeze mnie ulubiona, ze względu na znaczną przewagę wokalu nad sekcją instrumentalną) przez radio samochodowe powoduje wygaszanie z czasem dźwięków niepożądanych, a sama piosenka brzmi „głośniej” w znaczeniu – wyraźniej… Oczywiście cały czas jest to samo wzmocnienie!
6. Rozumiem lektora na tle języków oryginalnych.

Odnoszę wrażenie, że dźwięki z tych samych źródeł (głośniki, telefon, grupa tych samych osób itp.) wielokrotnie słyszane brzmią wyraźnie i bez nieprzyjemnych „sztucznych towarzyszy”.

WRAŻENIA SUBIEKTYWNIE N I E K O R Z Y S T N E

Uwagi sporządzone miesiąc temu na spotkanie konsultacyjne z Panią Anną. Dźwięki telewizora brzmią bardzo nieprzyjemnie wtedy kiedy są „niezrozumiałe” – jest pewna poprawa… Pomaga włączenie głośników w pobliżu głowy. Ciekawe odczucia: „rozumie” ucho lewe (z aparatem) lub prawe (z implantem) w zależności, które zbliżę bardziej do konkretnego głośnika, ale dźwięki są inne. Ta sama odległość: dźwięki się uzupełniają i nie odczuwam dyskomfortu.

Wiele wrażeń słuchowych ma charakter szumiąco-szeleszczący – bardzo nieprzyjemne, chyba dlatego, że nie rozróżnialne(?) – atakują mózg non-stop powodując rozdrażnienie. Tak brzmi prawie zawsze radio samochodowe. Pobudzony stan emocjonalny powoduje zwielokrotnienie nieprzyjemnych wrażeń – koło się zamyka…
1 września 2014
Zmieniłem program w procesorze na obowiązujący do kolejnej wizyty w styczniu 2015 roku… Bardzo byłem ciekawy wrażeń, bo na ostatnim spotkaniu w sierpniu, dotyczącym zmiany oprogramowania, w uzgodnieniu z T. (pogadaliśmy sobie jak inżynier z inżynierem) zdecydowaliśmy się uwypuklić dodatkowo wysokie tony, pomimo, że to one powodują u mnie ten dyskomfort. Ale uznaliśmy, że trzeba przez to przejść i przetrzymać!...

Powiem krótko: jest SUPER!

Dźwięki brzmią dużo głośniej i wyraźniej, ale nie OBCO! Nic nie powoduje dyskomfortu. Wrażenie jest takie, jakby mózg już to wcześniej „SŁYSZAŁ” .

Ja z kolei słyszę głos Anny: A NIE MÓWIŁAM, ŻE TAK BĘDZIE…

Zrozumiałem: WYGRAŁEM!

W tym miejscu chcę szczególnie Podziękować Pani mgr Annie Barej z Kajetan, mojej Nauczycielce, Terapeutce, słowem mojemu drugiemu - obok Klaudii - Dobremu Duchowi, dzięki Której w miarę bezboleśnie przechodzę ten etap. Jej zawdzięczam przede wszystkim o c h o t ę do codziennych ćwiczeń, ponieważ przekonała mnie co do n i e z b ę d n o ś c i i z a s a d n o ś c i rehabilitacji. Jej też dedykuję moje coraz LEPSZE ROZUMIENIE MOWY.

Kontakt do Andrzeja: andmaz@onet.eu

22 komentarze:

  1. Klaudia, Pan Andrzej w swoim mailu wspomina o płycie, która miał odsłuchiwać. Czy mozesz prosze napisac coś wiecej o tej płycie? Czy jest to płyta stworzona/nagrana dla Pana Andrzeja czy coś co mozna gdzies kupić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ja odpowiem: otrzymuję z Kajetan dwa rodzaje nagrań: pierwsze, to głos lektora, który czyta zdania lub słowa, z przerwami, by ćwiczący miał czas na powtórzenie tego co usłyszał i ZROZUMIAŁ. Drugie to różnego rodzaju dźwięki np wydawane przez ludzi (chrapanie, kichnięcie, pocałunek, śmiech itp.), przez zwierzęta (wiadomo) oraz przez przedmioty (budzik, dzwon, karetka, klakson, mysz komputerowa itp.) Do każdej płyty są dołączone teksty - jak Wiesz - należy słuchać z patrzeniem... Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dziekuję Panie Andrzeju, czyli płyty są pod Pana i dla Pana. Szkoda, że nie można ich gdzieś kupić no ale nic poszperam i znajde coś zastępczego. Raz jeszcze dziękuję za wyjaśnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolisz, że rozwinę swoją wypowiedź: są pewne procedury polegające na przestrzeganiu etapów odsłuchiwania – każda płyta z dźwiękami czy zdaniami odpowiadała moim aktualnym możliwościom słuchowym.
      Na tym właśnie polega uczestnictwo i współpraca na konsultacjach, by ocenić poziom i dobrać odpowiedni materiał. Z tego punktu widzenia Masz rację – materiały są pode mnie i dla mnie.

      Usuń
  3. Ależ te płyty i ja mam. Też jestem zaimplantowana i w Kajetanach mam rehabilitację. Czy nie warto w rehabilitacji zasięgnąć informacji jak można je otrzymać. W PZG można wypożyczyć płytę "Dźwięki Otta"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem nie leży w udostępnianiu! Płyty są dobierane do poziomu odzyskanego słuchu. Piszę w "Historii...", że są różne, na różnych etapach rehabilitacji. Jak to sobie wyobrażasz? Ktoś, nie będąc w systemie, zapuka i poprosi o płytę!? Jaką?

      Usuń
    2. Nie chcę się z Tobą sprzeczać, ale pierwszy raz właśnie tak zrobiłam. Zapukałam i poprosiłam o płytę z dźwiękami i ją dostałam. Miałam więc rehabilitację w domu i szybki postęp w rozumieniu. Dziś mam już 2 implanty i rehabilitację w Kajetanach właśnie na dźwiękach tej płyty a i nie tylko. Polecam też słuchanie wierszy z muzyką w tle. Ta ostatnia propozycja to moja własna i daje efekty pod warunkiem że słowa nie są zagłuszane muzyką. Nie złość się na mnie ale jestem z tych co chcą mieć tu i teraz już :))))))

      Usuń
    3. Ależ to SUPER! Tylko, że Ty Jesteś z Kajetan! Czyli to co ja nazywam - w Systemie.
      Nie wyobrażam sobie by w takiej sytuacji nie dano Ci jakiejkolwiek płyty...
      Moja odpowiedź dotyczyła Osób z innych Ośrodków, których percepcja słuchowa jest nieznana w Kajetanach.
      A więc też Jesteś z Tych co chcą : "żeby szybciej, żeby więcej"!...
      Mnie "odsłuchy z zakłócaniem" - to ta muzyka w tle - Anna odradziła: "Jeszcze nie teraz". Ja Jej ufam! Pozdrawiam!

      Usuń
    4. :))))))) Mnie też odradzano, ale okazuje się, że to skutecznie działa na wyłapywanie i rozumienie słów oczywiście po kilkakrotnym odsłuchaniu. Słuch trenuję wszędzie gdzie się da.
      Tak jestem z Kajetan. "Dźwięki Otta" dostałam w PZG. Co do innych Ośrodków (a tu nie wiem jakich poza PZG) nie mam zielonego pojęcia.
      No wiem, że nie zawsze szybko to dobrze, ale staram się słuchu nie przeciążać.
      Muzyka + txt + naratorr = znajdziesz to w necie, ale najlepiej odsłuchuje się melodie z lat dawnych a nawet wierszy czy pieśni Kochanowskiego. "Odsłuchy z zakłócaniem" tj z szumem (przechodziłam to w Kajetanach) inaczej się słyszy niż w ciepłej delikatnej melodii.
      I ja ufam Kajetanom. Pozdrawiam

      Usuń
    5. Miło mi się z Tobą dyskutuje! Pamiętasz może, jak opisuję, że czytam ze słuchaniem "Pana Tadeusza? Początkowo było ciężko, ale z czasem coraz lepiej. Robiłem to na własną rękę. Podczas kolejnego spotkania Anna powiedziała krótko: "wolałabym, aby na TYM ETAPIE czytał pan prozę". Nie dyskutowałem i po namyśle stwierdziłem, że ma rację. Kolejna sprawa: za namową Klaudii odsłuchiwałem piosenki z tekstem widocznym na ekranie i oczywiście z kilkakrotnym powtarzaniem - to zdaje egzamin. Niedawno słyszałem jedną z tych piosenek w radiu i rozumiałem słowa. Tylko Widzisz, dla mnie szum, czy melodia to na moim obecnym poziomie percepcji słuchu jest "zakłócaniem". Skupiam się na zalecanych przez Annę ćwiczeniach. Zajmuje mi to ok. 2 i pół godziny dziennie. Pracuję. Powiedz, kiedy mam znaleźć czas na te "przyjemniejsze odsłuchy"? I nie zapominaj, że ja jestem dopiero 11 miesięcy po aktywacji. I żeby było jasne: ja Cię nie tyle podziwiam ile rozumiem! Wolę jednak posłuchać Anny: "proszę zostawić sprawy swojemu biegowi"...
      Jeżeli mi pozwoli, będę chciał zacząć uczyć się języka angielskiego.I to będzie dopiero wyzwanie!
      Mówiąc o "innych Ośrodkach" miałem na myśli te, w których wszczepia się implanty. Nie mam pojęcia jak w nich - o ile w ogóle - przeprowadza się rehabilitację dorosłych. A po swoim przykładzie wiem, że jest bezwzględnie potrzebna.
      Dziękuję Ci za wypowiedzi! Pozdrawiam!

      Usuń
    6. Witaj
      I mnie miło się tu z Tobą klika. Oboje mamy ten sam procesor czyli OPUS 2, a to daje dalsze możliwości do dalszej dyskusji.
      "Pan Tadeusz" hmmm i ja myślę jak pani Anna, że to było zbyt trudne, za trudne choć w większości znamy te księgi na pamięć. Byłam słysząca do czasu..... Pierwszy implant 2008 drugi w tym roku.Przy pierwszym początkowo szło mi topornie i długo. Brak konkretnej rehabilitacji w jakimkolwiek ośrodku (o Kajetanach nie piszę, chyba mi wtedy coś uciekło bo już czytałam z ust choć strzępki słów docierały) opóźniały rozumienie, a i słyszenie powoli zanikało ale nie w obu uszach jednakowo. Z początku żałowałam, że dałam sobie wszczepić implant. Poskarżyłam się wtedy swojej kierującej otolaryngolog u siebie. Dała skierowanie do PZG. Dopiero wtedy ruszyłam z rozumieniem i słuchaniem, ale nie odróżnianiem dźwięków. Po roku zaczęłam ćwiczyć na skype w słuchawkach dużych na obu uszach. Wróciłam sama do słuchania muzyki szczególnie spokojnej i poważnej i wierszy bez podkładu. Wybierałam te dziecięce z txt te które jeszcze pamiętałam. Nie patrząc w txt na początku w środku szukałam gdzie jestem w słuchaniu. Tak narodziła się moja nowa nauka. Dziś mam drugi implant. Zbyt krótko by dał efekty w stereo dla mnie zadawalające. Dlatego powróciłam do dawnej nauki wyłączając pierwszy procesor.
      Tak rehabilitacja jest bardzo ważna dlatego poza płytami staram się trenować ucho tegoroczne do nauki rozumienia i rozróżniania dźwięków. Ćwiczę tylko wieczorami. Nie nadążam za czasem. Radia nadal nie lubię słuchać.
      Jesteś już lub dopiero po 11 m-cach aktywacji, a to chyba ciut przymało, a może nie?
      Dzięki że nie obraziłeś się bo każdy z nas inaczej startuje.
      Pozdrawiam

      Usuń
    7. Przyznaję, że czekałem na Twój wpis... Obrazić!? chyba żartujesz! Ja założyłem po prostu, że Jesteś z tych, którzy nie wpuszczeni drzwiami - wchodzą oknem! Tylko uprzedzam, w Kajetanach okna w gabinetach rehabilitacyjnych są nieotwieralne...
      Piszę później, bo miałem dzisiaj po południu jazdę konną. Na maneżu - pewnie jedna z ostatnich jazd na dworze. Długie cienie powodowały, że koń na którym ostatnio jeżdżę - były koń sportowy - zachowywał się wyjątkowo niespokojnie i nieprzewidywalnie. Musiałem być czujny. Ale kolejne doświadczenie za mną.
      Na pewno będę Cię prosił o pomoc, o szczegóły. 24 października mam w Kajetanach spotkanie podsumowujące moją roczną rehabilitację. Chcę wypaść dobrze, ale też jestem ciekaw wyników. Dlatego pisałem, że skupiam się na "pracy domowej" od Anny.
      Pozwolisz, że potraktuję Twój starszy implant jak mój aparat słuchowy w lewym uchu. Radzę sobie z nim, rozmawiam przez telefon, ale doświadczam już z nim wrażeń niedostępnych dla normalnie słyszących i obustronnie implantowanych. Dźwięki o niskiej częstotliwości słyszę TYLKO w uchu aparatowanym. Wiatr odtwarzany z płyty z dźwiękami jakby "wlatywał do ucha aparatowanego, a wylatywał implantowanym", radiowóz to na przemian ucho lewe i prawe. Z kolei odsłuch słów jednosylabowych w samym implancie brzmi wyraźniej i czyściej.
      Też nie lubię słuchać radia, a muszę, bo w biurze gra cały czas. Ale wiadomości, na ogół nie przeszkadzają, wyłapuję poszczególne słowa, tylko to "tło" jest przykre. Warunki do "rzeczywistej" rehabilitacji mam doskonałe. Jest nas kilku na małej przestrzeni, koledzy odpowiadają na zapytania telefoniczne, a ja rozumiem co mówią i wierz mi, często śmieję się "pod wąsem". Dźwięk aparatów telefonicznych doprowadza mnie do szału, a "tykanie" elektronicznego zegara na ścianie - przeszkadza. Ale wiem, że to wszystko sprzyja lepszemu słyszeniu.
      Zdaję sobie sprawę, że w zakresie implantów masz większą wiedzę i doświadczenie. Naprawdę chciałbym na przyszłość móc z nich skorzystać...
      Ja też "bawiłem" się w trafianie w tekst. Szczególnie trudne to było kiedy gubiłem słuchany tekst w języku angielskim - którego kompletnie nie znam! Nazywałem to ćwiczeniem w odsłuchiwaniu "bez domysłu".
      Wiesz, cieszę się, bo widzę, że przede mną bardzo ciekawe (oby) doświadczenia.
      Dziękuję i Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Kurczę, ale nie wiem co Ci odpisać.
    Okna nieotwieralne - no cóż mam nadzieję, że nie wywalą. Nie jestem aż tak namolna :)))))
    W październiku i ja mam wizytę, tylko dużo wcześniej. Tym razem jestem dobrej myśli co do egzaminu słuchu UL.
    Masz implant + aparat słuchowy. Ja tak nigdy nie miałam. Ucho prawe implantowane jako pierwsze wspomagane przez resztki słuchu lewego dawały mi pole błogiego lenistwa. Telefony odbierałam lewym bo był to dźwięk naturalny każdego głosu nawet tego mało zrozumiałego. Wiatr grał mi w obu uszach i chyba jednakowo.... piszę chyba bo jednak te 6 lat temu... zleciało szybko. Szelest liści, ciek wody, kroki na schodach..... to przeszłość bo bez procka prawego słyszałam drugim uchem przytłumione, ale te same naturalne, z prockiem też naturalnie o ile dobrze pamiętam. Dziś mam dwa procki OPUS 2. UL zgubiło resztki słuchu. Po zdjęciu jestem głucha, taka sama jak TY pewnie bo nie znam działania aparatów słuchowych.
    Czy mam lepsze doświadczenie i wiedzę z implantów? Raczej nie bo docieram się wszędzie gdzie się da nawet u Klaudii na blogu.
    Wrócę jednak do dźwięków w UP - starym.... zegary - te elektroniczne ścienne i te stojące budziki - za głośne były i wkurzające. Swój budzik z pokoju wrzucałam do kanapy w pościel. Wiele dźwięków było mało naturalnych i metalicznych. Nie lubiłam brzęku naczyń czy sztućców - głośne metaliczne i denerwujące. Głośna mowa działała na mnie okropnie drażniąco. Szelest kartek - metaliczny wredny dźwięk do tego stopnia, że potrafiłam wyłączyć procesor.
    Mój słuch przed implantowaniem odbierał wszystkie niskie dźwięki, nie wysokie. Wysokie dla mnie nie istniały wcale. Ptaki usłyszałam mniej więcej po jakichś 6 miesiącach. Cudowne trele. Za to kawki czy gołębie nie sprawiały mi przyjemności. Były głośne i monotonnie drażniące. Dzwonki mam ustawione na te miłe dla ucha bo przecież każdy telefon ma te opcje ale ja nie pracuję już w biurze.
    Od czasu zaimplantowania UL mam komórkę NOKIA 515, która w miarę jest przystosowana właśnie dla nas. To przypadek, że ją wzięłam. Zawsze miałam Nokię. Teraz też rozmawiam przez komórkę tyle że przystosowałam się do odbioru UP(starym) UL - za wcześnie na rozmowy bo ma brak odbioru dźwięku głosu w słuchawce. W autobusach rozmawiam krótko i treściwie bo nie wszystko wyłapuję w porę. Nie posiadam pętli indukcyjnej.
    Ja też zauważyłam, że czasem odbieram na przemian. Prawdopodobnie zależy to od ustawień i zgrania obu urządzeń.
    Nie jestem asem w tej dziedzinie. Medycyna nie jest moją mocną stroną. Czytam i uczę się tego co każą, ale czego nie każą odpuszczam całkowicie. W zakresie implantów ich diod, anod itp. to raczej u Klaudii znajdziemy :)))) Dla mnie ta technika jest zbyt złożona choć nie powiem ciekawa.
    Moje UL zaczyna odbierać dźwięki z małym opóźnienie w podobny sposób jak UP. Wg mnie ciut za późno ale miałam małe z nim problemy. Teraz dopiero zaczynam wychodzić na prostą.
    Z mową mało zrozumiałą nadal mam kłopoty nawet z dwoma prockami.
    Odpisałam troszkę chaotycznie ale na pewno się połapiesz w tym chaosie.
    Pozdrawiam i ja dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poczucie humoru to też mamy chyba wspólne... Słuchaj, czy Ty aby nie piszesz moją historię?!
    "Ucho prawe implantowane wspomagane przez resztki słuchu lewego" - toż ja tak mam. Telefony do tej pory odbieram lewym, z tym, że odkąd ćwiczę "implant" zdecydowanie wyraźniej i pewniej słyszę.Też używam Nokii (5230). Też słyszałem tylko niskie dźwięki, które wzmacniane przez tyle lat aparatem powodują owe naprzemienne słyszenie. To mózg olewa implant kiedy tylko rozpoznaje dźwięki idące lewym uchem. Kiedy wyjmuję aparat implant przenosi wszystko tylko tak jak piszesz: w ten metaliczny wredny sposób. Nie przypuszczałem, że szelest woreczka foliowego czy kartki papieru, nie mówiąc o dotyku sztućców o talerz - może być tak drażniący! Hałas uliczny - koszmar. Ale ludzka mowa - każda - już nie! Głośna, cicha, w grupie czy pojedynczo brzmi - o dziwo - naturalnie, przyjemnie i coraz bardziej zrozumiale. Myślę, że bierze się to z moich ćwiczeń - te kilkanaście tysięcy zdań odsłuchanych - z moich nagrań, z płyt od Anny, z audiobooków... No i te rozmowy w biurze.
    Ja zachowałem bardzo słabe resztki słuchu - bez aparatu słyszałem płacz dziecka, które przynoszono mi do sypialni czy np stuk słoiczka w szafce z przyborami toaletowymi.
    W tej chwili największe kłopoty sprawia mi zrozumienie poleceń trenerów w trakcie jazdy konnej. W skrócie napiszę, że nauka jazdy konnej - a ja się ciągle uczę - polega na korekcie zachowań jeźdźca w trakcie jazdy. W hali, nie mówiąc o maneżu, głos dociera do mnie, ale nie do końca zrozumiały. A decyzje trzeba podejmować szybko. Stres jeźdźca przenosi się na konia, co ma wpływ na jego zachowanie... Oczywiście jest już zdecydowanie lepiej w miarę jak postępuje ogólnie lepsze rozumienie mowy.
    Wcale nie uważam, że pisałaś chaotycznie - jest dokładnie tak jak piszesz: są po prostu różne odczucia związane z niedosłuchem, słyszeniem akustyczno-elektrycznym , jak u mnie, czy już tylko elektrycznym jak u Ciebie. Doskonale wszystko rozumiem. Cieszę się, że piszesz, bo pozwala mi to lepiej ogarnąć, a świadomość, że Inni mają podobnie dodaje otuchy!
    Dziękuję! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mamy podobne historie. Teraz tak samo jak prawe ucho uczę słuchać lewe. Polecenia wydaję sama sobie. Tak czasem w życiu bywa.
      Ty wolisz angielski, ja chętnie bym nadal trenowała niemiecki, rosyjski, ale tak się składa, że tu gdzie mieszkam jest tylko angielski, a na solo mam za mało czasu a i chęci często brakuje. Konie .... nie to całkiem nie moja domena. Raz tylko na nim siedziałam i dziękuję za obolałe miejsce :))))
      Tak prawdę mówiąc i ja to ogarniam właśnie z myszkowania po necie.
      Dziś o dziwo bez swoich procków i jeszcze drzemiąc usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi wejściowe, a potem głos mojej siostry " wstawaj leniu". To nie złudzenie. Ucho prawe zachowało resztki słuchu i trenowane tyle lat dało jakiś rezultat. Ucieszyłam się jak małe dziecko z tego.
      Trzymaj kciuki za mój egzamin w Kajetanach. Muszę tym razem zdać lepiej niż poprzednio.
      Trzymaj się i ćwicz ale bez forsowania :)))
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Przeczytałem późnym wieczorem... Nie chciałem odpowiadać ad hoc. Bowiem wszystko co napisałaś jest prawdziwe, poruszające... Nie wyobrażasz Sobie, jak bardzo ucieszyłem się, że słyszysz bez procesorów - niewiele, ale JEDNAK! Jak ja Cię rozumiem... Co do koni, no cóż, trzeba odcierpieć kilka pierwszych jazd, po następnych bolą wszystkie mięśnie, no a potem jest już bosko...
      Ponieważ nie określasz terminu wizyty w Kajetanach - początek października - tak? - z przyjemnością będę Cię wspomagał życzeniami powodzenia przez cały czas...
      Ćwiczę - to już weszło w nawyk, a ponieważ wiem, że ta praca przyniosła efekty - łapię się na tym, że dźwięki brzmią coraz bardziej wyraziście, a ja już nie wiem z kim podzielić się radością z tego odczuwania - robię to z przyjemnością...
      Ty też się Trzymaj - Powodzenia!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Z przyjemnością i niewątpliwą satysfakcją - praca dała wyniki - informuję, że mój sprawdzian wypadł wg Anny doskonale. Prawie 100% rozumienia odsłuchiwanych zdań oraz 83% rozumienia słów jednosylabowych. TYLKO Z IMPLANTEM. Aparat słuchowy musiałem wyjąć. Wynik ponad 80% Kajetany uznają za zaliczenie pewnego etapu.Wszystko to równo rok po aktywacji i 9 miesięcy po rozpoczęciu rehabilitacji z Anną.
    Teraz mam odsłuchiwać słowa, mogę też i „Pana Tadeusza” z muzyką w tle. Najpierw instrumenty, bez śpiewu, później piosenki. Stopniowo zwiększać głośność muzyki. Jest to tzw. odsłuchiwanie z zakłócaniem – na początek MIŁYM.Na końcu będą szumy…
    Mogę wreszcie zacząć uczyć się języka angielskiego najlepiej na poziomie… przedszkolnym. Ale zawsze to COŚ!
    W pełni potwierdziły się słowa Anny: "...proszę mi zaufać, kiedy mówię, że bez ćwiczeń nie osiągniemy tyle, ile to urządzenie może nam zaoferować"...
    A więc kolejny już raz: Dziękuję Pani Aniu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wróciłem z tygodniowego turnusu rehabilitacyjnego w Łebie, organizowanego przez Kajetany dla osób, które miały wszczepiony implant w Kajetanach, około rok temu i aktywnie uczestniczyły w zajęciach rehabilitacyjnych. Zajęcia były prowadzone w grupach. Wymagano od nas otwarcia się na innych, ale przede wszystkim spojrzenia w głąb samych siebie... Po to byśmy mogli dostrzec tkwiący w nas potencjał. Mieliśmy i mogliśmy wykazać się w wielu ćwiczeniach: odsłuchowych, poznawczych, kreatywnych. Wszystko to w trakcie poznawania i odsłuchiwania nowych pojęć, znaczeń, określeń np. w "komunikacji międzyludzkiej". Były zabawy i konkursy. Były też łzy wzruszenia, kiedy uświadamialiśmy sobie, że po c i s z y odkrywamy na nowo możliwości porozumiewania się przez dźwięczną m o w ę z otoczeniem! Wyjeżdżaliśmy zmotywowani, bardziej pewni siebie...

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja nie mogłam jechać :( musiałam odmówić. Szkoda bo to co piszesz widzę, że dużo zyskałeś.
    Na razie nie mogę tak często i dużo pisać. Poczekaj aż wyjdę z zaległości.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Dla mnie informacja, że będę nosić aparat słuchowy była dużym zaskoczeniem. Wiedziałem, że nie mam idealnego słuchu, ale nie sądziłem, że będę musiał nosić aparat. Byłem w najlepszej klinice laryngologicznej we Wrocławiu https://medicuscare.pl/ i tam lekarz wyjaśnił mi, że noszenie aparatu słuchowego to nie koniec świata, a będzie mi się z nim żyło dużo wygodniej

    OdpowiedzUsuń
  10. Pracujesz w miejscu, gdzie występuje hałas? Ochronniki słuchu mogą Ci pomóc w ochronie słuchu. W Bydgoszczy znajdziesz wiele sklepów oferujących różnego rodzaju ochronniki słuchu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Badania słuchu w Bydgoszczy są dostępne dla wszystkich mieszkańców miasta. Można skorzystać z profesjonalnych usług w specjalistycznym ośrodku audiologicznym. Podczas badania słuchu przeprowadzanego w Bydgoszczy, lekarz oceni stan słuchu pacjenta i zidentyfikuje ewentualne problemy słuchowe. Badanie obejmuje różne testy, takie jak audiometria, tympanometria i ocena rozumienia mowy. Dzięki tym badaniom możliwe jest wczesne wykrycie i leczenie różnych schorzeń słuchu, co przyczynia się do poprawy jakości życia.

    OdpowiedzUsuń