11 grudnia 2013

## Taka tam sobie spowiedź

Dzisiaj przypomniałam sobie, że raz pewnego dnia, był to właśnie któryś pierwszy piątek miesiąca w zeszłym roku, wybrałam się z mamą i młodszym bratem na spowiedź w naszej parafii. Tak jak zawsze były bardzo długie kolejki, więc stanęłam w jednej z nich. Po długiej chwili już nadeszła moja kolej.

Podchodzę do konfesjonału. Widzę tam wyraźnie zmęczonego, a może jednak znudzonego, księdza, który opiera się o podparcie. Zamiast od razu uklęknąć przy boku tzn. przy kracie konfesjonału, to podchodzę wprost do spowiednika. - Przepraszam? - odzywam się cichutkim szeptem.

Zaskoczony ksiądz otwiera oczy, widzi mnie, chyba się ożywił, bo poprawił swoje siedzenie i już mogę dalej mówić, gdyż jest gotowy na wysłuchanie, ale już domyśla się, o co chodzi. Zadaję mu szeptem pytanie: - Czy mogłabym poprosić o spowiedź w zakrystii? Niestety nie słyszę i trochę muszę czytać sobie z ust. - wyjaśniam oczywiście szeptem. - Oczywiście. - otrzymuję odpowiedź.

Od razu ksiądz wstaje, szeroooko otwiera drzwiczki, wychodzi z konfesjonału. Zamyka te drzwiczki, spogląda na długą kolejkę parafian, następnie na mnie i ruchem głowy każe mi iść za nim, nic nie mówiąc innym czekającym na spowiedź u nich. Idzie w kierunku ołtarza. Posłusznie idę za nim, ale z ciekawości rozglądam się do tyłu, widzę, że inni chyba się zastanawiają, czy mają nadal czekać w kolejce, która prowadzi do pustego w tej chwili konfesjonału, skoro nie otrzymali wyjaśnień. No wiecie, ksiądz o tak sobie nagle wstaje ze swojego miejsca i bez słowa wychodzi, bo jakaś dziewczyna ma do niego sprawę. No dobrze, muszę dogonić księdza.

Zakrystia jest blisko, bo jest przecież obok ołtarza, jednak teraz zakrystia jest przepełniona ludźmi, tam są już ministranci, inny ksiądz przygotowujący się do mszy oraz kościelny. Ksiądz mówi im krótko, aby opuścili ją na chwilę, bo musi mnie spowiadać. Widzę, jak mój spowiednik pogania ruchami śpieszących się m ministrantów, jakby byli tu niemile widziani. Powtarza, że tylko na chwilę, bo ona tu jestem. Kościelny rozpoznaje mnie, gdy wychodzi z zakrystii: - Zawsze ty musisz tutaj musisz. - mówi do mnie z uśmiechem.

Proboszcz przysuwa sobie jakiś stołeczek, gestem pokazuje mi, abym usiadła na drugim taborecie. Kiwa głową na znak, że zaczynamy spowiedź. No dobrze, zaczynamy. Wyrzucam z siebie wszystko po cichutku, przecież znajdujemy się w kościele, więc spowiadam się po prostu cicho, chociaż proboszcz głośno mówi, no ale to nic, chce po prostu, żebym zrozumiała, nie powiem mu przecież w trakcie spowiedzi, że mi chodziło po prostu o widzenie twarzy i komfortowe słyszenie, bo ja przecież mogę słyszeć ciche mówienie w dobrych warunkach.

No dobra, szybko poszło, wystarczyła chwila i już koniec, jestem po spowiedzi. Z ulgą wychodzimy z zakrystii, idę do swojej ławki kościelnej, a proboszcz z powrotem do konfesjonału. Chyba jednak kolejka nie zmieniła na oczekiwanie w innej kolejce i zdecydowała się poczekać.

W ławce siedzi moja mama, więc obok siebie klękamy. Mój brat gdzieś nadal stoi w kolejce do innego księdza. Klękam i modlę się. Odmawiam właśnie swoją pokutę. Mama spogląda na mnie, przysuwa się do mnie, uśmiecha się i chcę coś mi powiedzieć: - CZY żałujesz swoje grzechy? CZY obiecujesz swoją poprawę? - powtarza słowa księdza, które przed chwilą właśnie słyszałam podczas spowiedzi.

Kiwam głową z lekkim uśmiechem, ale nic nie mówię, bo jestem w trakcie modlenia się. Po kilkunastu minutach już wychodzimy z kościoła, zatem mama wraca do tamtego. Dodaje jeszcze, że mam taką a owaką właśnie pokutę.

Okazuje się, że chyba pół kościoła słyszało, co ksiądz mówił do mnie. Mnie nie, bo ja byłam cicha jak mysz pod miotłą, ale drzwi do zakrystii nie były wystarczająco domknięte i no to prawda, mówił trochę głośno, mogłam zwrócić mu uwagę, bo biedaczek chciał dobrze dla mnie, nie jestem dla niego obca przecież. Dobrze, że słyszę siebie, mówię normalnie, więc nie muszę się obawiać, że np. rodzina się dowie, co ostatnio zmalowałam złego.

Ale i tak dobrze jest, nawet jeśli ksiądz mówi głośno, nawet jeśli zaryzykuję, ze sytuacja będzie niezręczna, że wszyscy w kościele będą wiedzieć, że dziewczyna taka jak ja miała do niego sprawę, bo musiała w innym pomieszczeniu się spowiadać, w końcu tak jest lepiej niż gdybym w ogóle go nie rozumiała i męczyła się, bo nie wiedziałabym nawet, jak mam odpokutować.

Prawda? :)

Zatem nie narzekam :)

P.S. Raz chyba nie było innego wyjścia i spowiedź musiałam odbyć na zewnątrz na świeżym powietrzu przy wejściu do kościoła. Na stojąco, chyba by ludzie mijający nas nie zauważyli, jakiego typu "rozmowę" właśnie odbywamy. Co za ekstremalna sytuacja!

5 komentarzy:

  1. O rany..

    Ksiądz to ksiądz, ale ja nie raz już u lekarza musiałam zwracać uwagę (dochtorowi właśnie), żeby nie krzyczał do Frania - aparaty są swietnie ustawione, nie trzeba krzyczeć, zaraz się dziecko przestraszy i ucieknie z gabinetu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestes taka wspaniala,ze nie mam slow.
    Pozdrawiam bardzo bardzo cieplutko.
    Ps.Wielkie dzieki Frankowej mamie,ze dzieki niej poznalam Ciebie,a tak wiele to dla mnie znaczy:sciskam Was OBIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Puk..puk.. to jeszcze ja w Niemczech jest spowiedz w Zakrysti i dla kazdego,no w Konfesjonale tez oczywiscie:))ylko
    mam pytanie : czy moze Ty znasz niemiecki?
    Nie gniewaj sie o to pytanie,wyjasnie chetnie,ale chcialabym nie publicznie tylko mailem jesli pozwolisz bardzo prosze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, dzięki za miłe słowa! Co to do niemieckiego niestety znam tylko podstawy, wiem jak przedstawić siebie czy swoją rodzinę lub opisać, co lubię robić. Możesz pisać do mnie e-maila, w końcu podałam go na blogu, jest po lewej pod licznikiem wyświetleń. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. To ciebie podziwiam. Po spowiedzi (nie słyszałam nigdy nic, ale mowilam grzechy i potem podchodzilam do konfesjonalu podawalam karteczkę i prosiłam o wpisanie pokuty...) jak mi ksiezulo wypierniczyl w wieku lat 8 słowa: DWIE DZIESIATKI ROZANCA (wszystkim to zawal nota bene) to... spieklam raka i od tego czasu nie widzą mnie u spowiedzi w kk-chodzę do swojego spowiednika. Niestety trauma bo dzieciaki mialy ubaw... Pozdrowionka

      Usuń